Recenzja książki "Karmazynowa Korona" autorstwa C. Williams Chima

     „Karmazynowa Korona” to już ostatni tom serii „Siedem Królestw” pióra Cindy Williams Chima. Jak więc wypada wielkie zakończenie?

    Opis od wydawcy:

    Tysiąc lat temu dwoje młodych kochanków zostało zdradzonych – dla Algera Waterlowa oznaczało to śmierć, dla Hanalei, królowej Fells, życie bez miłości. Teraz ponownie królestwo Fells zdaje się drżeć w posadach. Młoda królowa Raisa ana'Marianna ma poważne problemy z utrzymaniem pokoju nawet w murach własnego zamku. Napięcia między czarownikami a klanami sięgnęły zenitu. W sytuacji, gdy sąsiednie królestwa próbują wykorzystać wewnętrzne waśnie w Fells do własnych celów, Raisa liczy na zjednoczenie swojego ludu przeciwko wspólnemu wrogowi. Jednakże równie groźnym przeciwnikiem może być ten, którego królowa darzy uczuciem.

    Poruszanie się wśród meandrów polityki nigdy jeszcze nie było tak niebezpieczne, a dawny herszt ulicznego gangu Han Alister wydaje się wzbudzać wrogość zarówno klanów, jak i czarowników. Jego jedynym sojusznikiem jest Raisa. Han nie potrafi oprzeć się uczuciom wobec niej, choć wie, że to igranie z ogniem. Niebawem Han odkrywa tajemnicę, uważaną za dawno zapomnianą – informację o takiej mocy, że może zjednoczyć ludność Fells. Czy zabierze ten sekret do grobu, nie zdążywszy go wykorzystać? Wstrząsająca prawda przysłonięta powtarzanymi przez tysiąc lat kłamstwami w końcu wychodzi na jaw w tym błyskotliwym zakończeniu serii o Siedmiu Królestwach.


    Tym, czego zakończeniu serii na pewno odmówić nie można, jest rozmach. Powraca nam większość postaci z poprzednich tomów, a wszystko wydaje się być powiązane. Intrygi coraz bardziej się zacieśniają, a zwrotów akcji mamy co nie miara. Na pewno nie można się na tej książce nudzić.


    Satysfakcjonujące domknięcie dostają też wątki z przeszłości, które w końcu zostają całkiem wyjaśnione. Dowiadujemy się więc, co tak naprawdę stało się przed tysiącem lat, a rzutuje na świat naszych bohaterów do dnia dzisiejszego. Podobało mi się tutaj szczególnie ogranie postaci Lucjusza, chociaż nie jest jakoś mocno nieprzewidywalne.


    Samo zakończenie niezmiernie mi się podobało. Nie jest jakieś bardzo cukierkowe, przed naszymi bohaterami jeszcze wiele pracy, żeby doprowadzić sytuację w królestwie do porządku, ale mimo wszystko jest szczęśliwe.


    Nawet nie zauważyłam, kiedy aż tak polubiłam Hana i Raisę, a szczególnie tego pierwszego. Przez całą książkę kibicowałam im, żeby wszystko się jakoś ułożyło, choć sytuacja zdawała się beznadziejna. Dobrą rozbudowę swojej postaci dostał też Tancerz. Widać, że nasi bohaterowie przeszli od początku serii naprawdę długą drogę.


    W tej części nie brakuje też intryg politycznych, które zamiast się rozwiązywać, jeszcze bardziej kompilują sytuację. Nie pomaga naszym postaciom też brak zaufania – Han popełnia ten sam błąd, co wcześniej Raisa i też nie mówi jej całej prawdy. Problemy się więc piętrzą, a my z zapartym tchem patrzymy, do czego nas to wszystko zaprowadzi.


    Zdecydowanie jest to mój ulubiony tom i dobre zakończenie serii. Domknięto jednocześnie wszystkie główne wątki z teraźniejszości i przeszłości w satysfakcjonujący sposób. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak zżyłam się z postaciami, że wcale nie chciałam się z nimi rozstawać. „Siedem Królestw” jest więc serią wartą polecenia, jeśli lubicie bardziej klasyczne młodzieżowe fantasy.

Komentarze

Popularne posty