Recenzja książki "Gasnące słońce" A. Konefał

     Swego czasu miałam wrażenie, że „Gasnące słońce” wyskoczy mi nawet z lodówki, tyle go widziałam na Instagramie. Dlatego nie dziwne, że w końcu skusiłam się na debiut Agaty Konefał, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Jak więc książka wypada?


    Opis od wydawcy:

    Kiroho to świat, gdzie ludzkość podzieliła się na dwa plemiona — Słońca i Księżyca.

    Sonya — córka wodza — zbliża się do szesnastych urodzin, które zadecydują o jej losie. Jeśli nie zbudzą się w niej duchy, czeka ją wygnanie. A tego boi się najbardziej. Świat, w którym się urodziła, nie należy do najbezpieczniejszych. Zewsząd docierają historie o złych duchach i potworach.

    Levone to następca tronu i niezłomny wojownik. W życiu liczy się dla niego tylko jedno — bezpieczeństwo jego poddanych. Gdy Dzicy atakują ziemie pod panowaniem jego klanu, bezzwłocznie wyrusza do boju, aby zapewnić swemu ludowi ochronę.

    Choć oboje żyją w dwóch odległych sobie kulturach, mierzą się ze swoimi największymi lękami.

    Jakie przeznaczenie jest im pisane? Czy gdy ich drogi się skrzyżują, będą wrogami czy przyjaciółmi?


    Może zacznę od plusów. Zdecydowanie podobał mi się system magii oparty na totemach. Może nie jest on jakoś super oryginalny i w jeśli dobrze się przyjrzeć, to w dość sporej części literatury mamy magicznych towarzyszy, ale na pewno i tak jest mniej popularny niż „zwykła” magia. Co prawda w niektórych momentach nie do końca wiedziałam, jak totemy działają, bo zabrakło odrobiny więcej wyjaśnienia, ale i tak sam ich pomysł mi się podobał. Świat przedstawiony też ma potencjał, ale na razie mam wrażenie, że brakuje mi w nim jakiś szczegółów.


    Kolejnym plusem jest brak romansu. Brak romansu? W końcu przecież książka to typowe Romeo i Julia. Tak, ale chociaż bohaterowie zbliżają się do siebie stopniowo, to przynajmniej na razie nie skończyli w łóżku, a ich relacja jest budowana powoli i konsekwentnie. Ostatnio w literaturze YA mam przesyt podtekstów erotycznych na każdym kroku, więc zdecydowanie cieszyło mnie takie rozwiązanie.


    Autorka ma też przyjemny styl, który sprawia, że książkę się czyta szybko, chociaż momentami czułam, że jest to debiut i nie obyło się bez potknięć. Mam wrażenie, że autorce brakuje jeszcze warsztatu, żeby opisać jakieś głębsze emocje, bo gdy tylko bohaterowie przeżywali jakąś tragedię, to wygodnie przeskakiwano na drugą postać, która „chłodno” przyglądała się temu z boku. Tak samo na początku aż zgrzytnęłam zębami na opis postaci w lustrze, chociaż w tym samym rozdziale pojawiło się kilka okazji, żeby zrobić go w mniej nachalny sposób. Technicznie wyłapałam też kilka potknięć lub nawiązań do współczesnej kultury, których postacie nie mogły znać, jak na przykład „Przekabaciliśmy biedaczkę na nocną stronę mocy”.


    Niestety nie mogę powiedzieć, że polubiłam bohaterów. Sonya wydawała mi się przede wszystkim nijaka. Niby trochę przeżywała, ale w najbardziej traumatycznych momentach mieliśmy przeskoki fabuły i tak naprawdę nie wiedziałam, co jej siedzi w głowie. Jej przyjaźń z wróżkami też nie jest przedstawiona; po prostu się lubią i czytelnicy mają w to uwierzyć. Zapewne inne wyjaśnienia w tej kwestii zaplanowane są na kolejną część. Levone za to wydawał mi się zbyt idealny. Troskliwy, honorowy, waleczny, odważny... idealny książę i przyszły król troszczący się o swoich poddanych. Na szczęście chociaż momentami wpadał w gniew lub miał wątpliwości, ale na pewno nie zachowywał się na swoje osiemnaście lat.

    

    Fabuła prowadzona jest mocno jednotorowo. Chociaż pojawia się kilka wątków, to mamy jedno wydarzenie na raz i bohaterowie prawie całą opowieść przebywają koło siebie. Nie intrygowała mnie też tajemnica Dzikich i głównego złego, bo po prawdzie domyśliłam się rozstrzygnięć już przed jedną trzecią książki. Zdecydowanie zabrakło mi tutaj jakiegoś elementu zaskoczenia lub czegoś, co by mnie porwało. Akcja książki tak naprawdę przyspiesza dopiero na ostatnich około 20 stronach i raptownie urywa się w dwóch wątkach.


    Podsumowując, „Gasnące słońce” nie jest złym debiutem; na pewno czytałam dużo gorsze, ale książce zdecydowanie zabrakło „tego czegoś”, co sprawiłoby, że zainteresuję się głębiej losami bohaterów i dam się porwać. Na pewno jest to dobra lekka lektura, ale zapewne szybko wyrzucę ją z pamięci, bo niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniła. Na ten moment nie ciągnie mnie do lektury drugiego tomu, ale zobaczymy.

Komentarze

Popularne posty