Recenzja książki "Diuna" F. Herberta
Mam wrażenie, że o „Diunie” F. Herberta powiedziano już chyba wszystko, więc dzisiejsza recenzja zdecydowanie nie będzie standardowa. Nie będę się jak zwykle rozpisywać, a bardziej krótko skupię na moich odczuciach z lektury.
Początkowo byłam mocno sceptycznie nastawiona. Już w drugim rozdziale pogubiłam się lekko w natłoku postaci, nazw i innych informacji o świecie, których nie kojarzyłam i miałam wrażenie, że rozumiem coś tylko dlatego, że oglądałam film. Im dalej jednak czytałam, tym sytuacja stawała się bardziej unormowana, świat zrozumiały i przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, a historia, mimo że sporą jej część już znałam, zaczęła mnie wciągać. Kiedy doszłam do drugiej połowy książki, zdecydowanie już byłam nią pochłonięta całkowicie.
Zaskoczyło mnie przede wszystkim, jak bardzo przystępnym językiem była napisana. Chociaż jest tam cała masa symboli i historia oraz bohaterowie zdecydowanie nie są jednoznaczni, to czyta się ją szybko i bezproblemowo. Często właśnie język odrzucał mnie od klasyków, kiedy przez książki musiałam brnąć, praktycznie walcząc o zrozumienie treści.
Na zwrócenie uwagi na pewno też zasługują bohaterowie. Nikt nie jest tu tak naprawdę jednoznacznie zły lub dobry i mam wrażenie, że gdybyśmy historię oglądali z innej perspektywy, to odbiór mógłby być całkiem inny. Motyw Paula, który jest po części więźniem swojego dziedzictwa i przeznaczenia, nie jest w literaturze niczym nowym, ale tutaj został nakreślony bardzo dobrze. Trochę zaskoczył mnie przeskok akcji w latach, ale z perspektywy całej książki, był to słuszny zabieg, a nasz główny bohater na początku i końcu to dwie całkiem różne osoby i czuć, że fabuła naprawdę go zmieniła. Tak samo wszystkie postacie poboczne naprawdę miały nieźle nakreślone charaktery i czymś się wyróżniały.
Komentarze
Prześlij komentarz