Recenzja książki „Zaułek Zła”

 „Tu jest ciemno, Gary…”


Jak łatwo po moich recenzjach zauważyć, horror nie jest raczej gatunkiem, w którym się lubuję. Wręcz przeciwnie, w całym moim życiu obejrzałam dokładnie cztery horrory, a do tego przeczytałam jeden. Ten, o którym właśnie piszę. I to nie do końca tak, że jakoś wybitnie nie lubię tego typu dzieł kultury – po prostu mnie do nich nie ciągnie. Ale gdy już sięgnę, to cóż, okazuję się odbiorcą wobec biednych horrorów dość wymagającym.


Po „Zaułku Zła” nie spodziewałam się wiele. Wiedziałam, że to będzie raczej papierowy odpowiednik horroru klasy B, niezbyt wymagający i krótki. Ale miałam jakąś tam nadzieję, że może się nie tyle przestraszę, ile… nie wiem, może przynajmniej zaniepokoję? 


Bo chyba taki powinien być cel horrorów? Chociaż ja tam nie wiem, nie znam się zbytnio. 


No dobrze, ale może zamiast tak dywagować, powiem w końcu co nieco o „Zaułku Zła”. 




AUTOR: Barry Graham

TYTUŁ ORYGINAŁU: “Of darkness and light”

WYDAWNICTWO: Express Books

LICZBA STRON: 144

ROK WYDANIA: 1991

GATUNEK: horror


„Małego, pięcioletniego Gary'ego Scotta doleciał urzekający śpiew Złego. Po blisko dwudziestu latach dziennikarski nos przywiódł go, teraz już dorosłego mężczyznę, do dzielnicy dzieciństwa, najciemniejszej dzielnicy w Glasgow.

Gary wydaje się zbyt pochłonięty prawdziwym życiem, by niepokoić się wyimaginowanymi strachami. Więc dlaczego ciągle powraca w mroczne zaułki Maryhill?

Jedno niewytłumaczalne zdarzenie pociąga za sobą kolejne, jeszcze mniej zrozumiałe, zaczynają się mnożyć śmierci: morderstwa i samobójstwa i Gary uświadamia sobie, że sam zaszedł w ślepą uliczkę, że porwał go bieg wydarzeń, któremu musi się biernie poddać. Pewnej nocy Zły przybywa pod jego okno…


***


To pierwszorzędny horror rozgrywający się na dwóch warstwach: fizycznej i psychologicznej. Wartka akcja wprowadza nas w tunel ciemności i grozy. W mrocznych dzielnicach Glasgow czają się umarli. Skąd się tam wzięli? W jaki sposób pokonali barierę między rzeczywistością a światem ułudy? Autor w ciekawy sposób przedstawia wpływ wspomnień z dzieciństwa na późniejsze, dorosłe życie.” 




Książka opowiada o Garym, redaktorze poczytnej gazety, a prywatnie człowieku, którego raczej bym nie polubiła. Już na dzień dobry dowiadujemy się, że bohater często myśli nie mózgiem, a tym, co ma między nogami, chociaż nie jest nie wiadomo jak młody. I chociaż nie mam nic przeciwko elementom erotyki w tekście, szczególnie wplecionym subtelnie, tutaj było to suche i opisane odstręczająco, choć autor nie wdawał się w szczegóły. Widać to szczególnie w momencie, gdy Gary postanawia przespać się z nową pracownicą, chociaż ma dziewczynę, z którą nie zerwał jeszcze tylko dlatego, że cóż, jest dobra w łóżku. I chociaż nie każdy główny bohater musi być postacią nieskazitelną moralnie, to tutaj dość mocno raziło to w oczy i ani trochę nie kibicowałam temu facetowi. Prawdopodobnie nie pomaga tu fakt narracji pierwszoosobowej. Jedyne, co mogę w nim pochwalić, to to że przynajmniej ma jakiś głębszy charakter. Reszta osób to jednowymiarowe postacie, które mają za zadanie robić za tło i nieco napędzać akcję. 


W każdym razie życie Gary'ego toczy się normalnie, do chwili, gdy pewnego dnia, wychodząc z mieszkania swojej dziewczyny, wręcz wpada na zwłoki psa. Wyglądają one tak, jakby ktoś wywrócił go na drugą stronę i rozsmarował wnętrzności po ścianach. Niezbyt przyjemny widoczek na dzień dobry, prawda? To, co jednak jest najdziwniejsze, to to, że truchło pojawiło się dopiero tego ranka, ewentualnie późno w nocy, a jednak już chodzą po nim robaki. Te zaś, jak stwierdza jedna z bohaterek, nie powinny się pojawić tak szybko. Ale spokojnie, to zostaje poruszone tylko w tej rozmowie, Gary potem już się nad tym nie zastanawia, nie wspomina o tym nawet w artykule. Wzmianka jest najwyraźniej tylko po to, by podpowiedzieć czytelnikowi, że prawdopodobnie dzieje się coś dziwnego. Jakby fakt, że nikt nie usłyszał tak brutalnego mordowania psa, nie starczył. 


Jest to dopiero początek przerażających wydarzeń, które wydają się uderzać coraz bardziej bezpośrednio w Gary'ego. Policja jest bezradna, w grę wchodzą wyższe siły, a bohater w końcu zaczyna się naprawdę bać. Wszak nie bez powodu zawsze obawiał się dzielnicy, w której dochodzi do koszmaru, a w której przy okazji sam mieszkał jako dziecko. Nad bohaterem cały czas unosi się widmo Złego. Autor próbuje utworzyć tu horror psychologiczny, pokazujący, jak trauma z dzieciństwa może wpłynąć na dorosłe życie. Czy w historii to czuć? Niezbyt. Tak naprawdę o młodości bohatera nie wiadomo niemal nic, poza strzępami informacji. Te z kolei ukazują dzieciństwo w biednej, patologicznej dzielnicy, ale bez wielkich tragedii. Jedynie moment, gdy bohater słyszy głosy, daje muśnięcie tego, że rzeczywiście jego życie mogło być złe. Poza tym jednak nie widzę tu tego, co podobno chciano w książce ukazać. Podobno autor używa tu metafory, ale jeśli tak, to jest ona na tyle nieoczywista i skomplikowana, że zupełnie jej nie wyłapałam. Raczej nie o to chodziło.


W tekście sporo miejsca poświęca się pracy w redakcji gazety, a początek tak naprawdę przypomina obyczajówkę połączoną z romansem, do której powoli wkradają się elementy horroru. Za mało tu grozy i właściwej akcji, a za dużo opisu pracy bohatera i zdradzania partnerki z pracownicą. 


To, co przychodzi mi do głowy, to zmarnowany potencjał. Przede wszystkim książka jest zdecydowanie za krótka, wszystkie wydarzenia zostają opisane tak skrótowo, że przez większość czasu nie czułam nawet lekkiego niepokoju. Tak samo Gary przez ponad połowę tekstu zbytnio go nie okazuje. Dopiero gdy zaczynają dotykać go te najbardziej paranormalne wydarzenia, widać jego przerażenie. Wydaje mi się jednak, że gdyby autor poświęcił mu więcej stron, a przy tym trochę bardziej nakreślił tło całej historii i przeszłość bohatera, książka byłaby o wiele lepsza. Obecnie jednak dostałam historię, która nie wywołała we mnie żadnych emocji, a już na pewno nie tych, do których autor mógł dążyć. Jakiś strach? Niepokój przynajmniej? Ani trochę. 


Nawet jeśli wydarzenia w horrorze mogłyby przyprawić o dreszcze, to zupełnie tak się nie dzieje. Brakuje klimatu grozy albo przynajmniej mocnego niepokoju, który mógłby zadziałać w chwili, gdy reszta zawodzi. Nawet opisy kolejnych zbrodni niby są dość dosadne, ale jednak jakieś suche, niewywołujące większych uczuć. Tak naprawdę książkę przeczytałam w godzinkę i cóż mogę powiedzieć – jest ona lekkim czytadłem dla zbicia czasu. Horror? W zamyśle na pewno. Może nawet zadziała na kogoś bardzo bojaźliwego. Na mnie jednak nie zrobił najmniejszego wrażenia. Wiecie, nie jest źle, mogło być znacznie gorzej, ale nikomu tej książki nie polecę. Może po prostu źle się zestarzała? Na pewno znajdą się osoby, którym przypadnie do gustu, szczególnie jeśli podejdą do niej bez wymagań, ale ja chyba poszukam czegoś… bardziej horrorowego.


Komentarze

Popularne posty