Recenzja książki "Triskel. Gwardia" K. Chodorowskiej

    Książkę „Triskel. Gwardia” autorstwa Krystyny Chodorowskiej udało mi się skończyć praktycznie „rzutem na taśmę” jeszcze w kwietniu, czyli miesiącu, który czytelniczo całkowicie poświęciłam polskim autorom. Sprawdźmy więc, jak debiut powieściowy pani Chodorowskiej wypada na tle innych.


    Opis od wydawcy:

    Ta sprawa to nie tyle afera międzynarodowa, co... międzywymiarowa! Przed Mayday największe wyzwanie w jej krótkiej karierze superbohaterki. Jak może jednak walczyć z czymś, czego nie rozumie?
    Scyld City – w przeciwieństwie do imperium – to idealne miejsce dla osób obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami. Władze miejskie doskonale wiedzą, jak spożytkować te moce. Dlatego w tym mieście porządku strzeże Gwardia: Kret, Burza i Mayday.
    Nikt nie wie, że za maską Mayday kryje się niepozorna studentka, Sinead Clarke. Z pochodzenia Sidheanka, marzy, by jej ojczyzna wreszcie przestała kojarzyć się tylko z terroryzmem. W wolnym czasie angażuje się w działalność na rzecz swoich rodaków.                 Oczywiście wtedy, kiedy akurat nie walczy z przestępczością.
       Ostatnio Gwardia ma pełne ręce roboty. W napadzie na Muzeum Historii Naturalnej użyto dziwnej broni. Technologia przeczy prawom fizyki, zupełnie jakby nie pochodziła z tego świata...
    W dodatku w mieście pojawia się Duncan, przyjaciel Sinead z dzieciństwa, bojownik o wyzwolenie Sidheanii spod jarzma imperium. I wygląda na to, że nie jest to towarzyska wizyta.
    Sinead ma poczucie, że te dwie sprawy jakoś się łączą. Wszystkie tropy prowadzą do tajemniczej istoty, zwanej Lazur...

    
    Zacznę od tego, że mam wrażenie, że książka nie do końca wiedziała, czym chce być. Co mam na myśli? Dostajemy tutaj całą masę różnych wątków, a pierwsza część z trzech, zapowiada nam zupełnie co innego, niż dostajemy finalnie. Na początku śledzimy losy charyzmatycznego Duncana, bojownika o wolność, zabójcy na zlecenie organizacji. Towarzyszą nam liczne retrospekcje, które pokazują, jak doszedł do punktu, w którym obecnie się znajduje i jego relację z Sinead, z którą lata wcześniej ich drogi się rozeszły. Po tym, jak Duncan przyznał się za dziewczynę do winy i poszedł odsiadywać wyrok, a ona dostała stypendium i wyjechała z Sidheanii. Po latach spotykają się w Scyld City, ale żadne z nich nie jest już tą samą osobą, a los rzuca ich na dwie strony barykady.
    Ten wątek zapowiadał się naprawdę dobrze, a między postaciami czuć było chemię i ich relacja aż kipiała od nadmiaru nagromadzonych emocji. Niestety Duncan dość szybko znika, a narracja przeniesiona jest na Sinead.
    Sinead służy w Gwardii ekipie superbohaterów odpowiadających za porządek w Scyld City. Śledzimy więc dalej ich kolejną misję, typowe nastoletnie problemy wynikające z podwójnego życia, a w to wszystko wrzucony jest jeszcze wątek innych wymiarów. 
    Przez to wszystko właśnie ma się wrażenie, że książka nie do końca umie się na coś zdecydować, a wątki momentami wypadają chaotycznie i nie mają miejsca na rozwinięcie. Mam wrażenie, że dobrze by książce zrobiło, gdyby po prostu wątków było mniej, a fabuła odrobinę bardziej ukierunkowana w jedną stronę.

    Nie mogę jednak powiedzieć, że książkę źle się czytało. Styl autorki był lekki i wręcz się przez nią płynęło błyskawicznie, choć czasami mam wrażenie, że przydałoby się więcej opisów. Czasami w opisach walki też wkradało się nieco chaosu, ale tak naprawdę to tylko drobne uwagi. Całościowo książka jest lekką i przyjemną młodzieżówką.   

    
    Zawsze staram się wspomnieć coś więcej o bohaterach, ale poza Sinead i Duncanem, trochę czasu dostali tylko Burza i Kret, czyli pozostali członkowie Gwardii. Nie umiem powiedzieć o nich jednak zbyt dużo. Burza jest bystra i raczej pędzi do przodu, a Kret typem zamkniętego w sobie milczka. Co jakiś czas dostajemy strzępki informacji o ich przeszłości, ale nadal odrobinę za mało, żebym jakoś bardziej się z nimi związała.

    
    Zdecydowanym plusem są supermoce naszych bohaterów. Autorka postarała się, żeby były nieoczywiste i miały szerokie spektrum zastosowania. Ich aspekt naukowy też wypadł całkiem nieźle.

    Chciałabym wspomnieć jeszcze o jednym drobnym uproszczeniu. Sinead dosłownie kiedy włoży kostium, to nagle zostaje Mayday i nikt z dobrych znajomych i przyjaciół jej nie poznaje. Jakby dostali amnezji. Rozumiem, że charakteryzacją można zmienić naprawdę wiele w wyglądzie, ale nie dosłownie „nakładając pelerynę i ciemne okulary. Dziwi mnie, że dosłownie ani jedna osoba z jej otoczenia niczego się nie domyśliła.

    Niestety większość wątków została niedomknięta. Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się kontynuacji, bo kilka z nich zdecydowanie mnie ciekawi.
    

    Miłym dodatkiem w książce są ilustracje  autorstwa Wacława Wysockiego. Może nie są zbyt rozbudowane i mają styl raczej kreskówkowy, ale wypadały całkiem dobrze i pomagały w wyobrażeniu sobie bohaterów.


    Podsumowując, Triskel. Gwardia to całkiem solidny debiut, choć nie obyło się bez kilku potknięć i pewnego chaosu oraz niezdecydowania. Jeśli jednak lubicie książki młodzieżowe z wątkami superbohaterskimi, to możecie się tą pozycją zainteresować.


Zdjęcia: konevkaa

Komentarze

Popularne posty