Recenzja książki „Jądro ciemności”

„Zapewniam was, że żaden głupiec nigdy nie zaprzeda duszy diabłu, bo jest za głupi, albo diabeł zbyt diabelski, sam nie wiem”.



O „Jądrze ciemności” słyszałam przez całe liceum, ponieważ mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że jest to ulubiona lektura mojej polonistki. Przy każdej nadarzającej się okazji słyszałam, jak ważna, odkrywcza i piękna jest to książka. Dlatego, gdy w końcu przypadła kolej mojej klasy, by omówić tę historię, uznałam, że czemu nie, przeczytam ją i sprawdzę, czy naprawdę jest się czym zachwycać. Szczególnie że, jak odkryłam z pewnym zaskoczeniem, było to krótkie, bo mające zaledwie 72 strony opowiadanie. 


I cóż, po tych wszystkich zachwytach nauczycielki chyba miałam wobec „Jądra ciemności” za duże oczekiwania, których zdecydowanie nie zmniejszył opis. 


Podobno Joseph Conrad to autor o niesamowitych umiejętnościach, znany na całym świecie, a z jego dziełami powinien zapoznać się każdy. Spotkałam się wręcz z opiniami, że wstyd książek tego człowieka nie znać. Tylko czy aby na pewno? Bo przyznam szczerze, że po przeczytaniu nie poczułam się bogatsza o nic, a wręcz przeciwnie – biedniejsza o stracony czas. Ta historia w żaden sposób nie wpłynęła na moje życie i nie wywołała najmniejszych przemyśleń. 


Ale co dokładnie poszło nie tak? O tym już za chwilę. Najpierw za to standardowo garść informacji na temat „Jądra ciemności”



 





AUTOR: Joseph Conrad

TYTUŁ ORYGINAŁU: The Heart of Darkness
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo GREG 

LICZBA STRON: 96 (w tym opracowanie)
ROK WYDANIA: 2004
GATUNEK: literatura piękna


 „Arcydzieło literatury światowej.

„Jądro ciemności” to opowieść o podróży do kresu cywilizowanego świata i granicach własnej wyobraźni. Marlow, główny bohater powieści, tak jak sam Conrad przed laty, podróżuje rzeką niewielkim parostatkiem przez ogromną i pełną niebezpieczeństw afrykańską dżunglę, by dotrzeć do legendarnego agenta kolonii, Kurtza. Im bliżej celu, tym świat staje się mroczniejszy, wydarzenia coraz mnie zrozumiałe, a zło bliższe i niepokojąco wytłumaczalne.

Podróż do serca dżungli, pełna okrutnych epizodów nieodwracalnie zmienia bohatera, stając się w istocie wyprawą do najmroczniejszych zakątków własnej duszy. A spotkanie z umierającym Kurtzem kończy się obłędem, zbliżając bohatera do tytułowego jądra ciemności” (opis pochodzi z wydania Wydawnictwa MG).

 

Marlow to marynarz, który wraz ze współpracownikami czeka na przypływ, by ruszyć w dalszą podróż. W międzyczasie mężczyzna opowiada o swojej podróży do Afryki. Tam zetknął się ze złem, którego ludzie dokonywali w imię chciwości i władzy. Nad całym jego pobytem niczym duch unosiła się postać Kurtza – legendarnego agenta, którego wielu ludzi wręcz ubóstwiało. Czy Kurtz jednak naprawdę był tak wspaniałym człowiekiem, jak opowiadano? A może był tak samo, a nawet bardziej niegodziwy niż reszta pracowników kolonii?


Tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze, jest język. „Jądro ciemności” to książka niesamowicie trudna, na tyle, że mimo jej małej objętości czytanie trwa długo. Nie tylko dlatego, że trzeba przebrnąć przez zawiłe zdania oraz długie, precyzyjne opisy, ale i skupić się na czytanym tekście, by nie stracić wątku. A to akurat łatwe, nie tylko przez liczne opisy przyrody i przemyślenia, które przytłaczały samą fabułę, ale i przez to, jak przebiega akcja. Tak naprawdę dla przeciętnego licealisty obowiązkowe jest posiadanie obok notatek lub opracowania, by zrozumieć, o co dokładnie chodzi. Kiedy opowiadanie zostało napisane, niewątpliwie mogło robić wrażenie, między innymi z powodu stylu. Jednak obecnie zestarzało się niezbyt dobrze, bo o ile na pewno znajdą się zwolennicy takiego tworzenia opisów, to większość osób będzie się zwyczajnie męczyć.


Fabuła miała niesamowity potencjał, jednak został on mocno niewykorzystany. Śmiem wręcz twierdzić, że akcji w utworze praktycznie nie ma. Większość „Jądra ciemności” opiera się na tym, że kolejni ludzie opisują Marlowowi Kurtza, przez co ten coraz bardziej pragnie go spotkać. Trudno powiedzieć o fabule coś konkretnego, przynajmniej do czasu, gdy Marlow wraz z innymi ludźmi wypływa do stacji, w której pracuje Kurtz, podobno od dawna chory i potrzebujący pomocy. Gdzieś między pełnymi symboli opisami gubi się treść, która momentami wręcz stoi w miejscu. „Jądro ciemności” jest po prostu przegadane. Gdyby nie było opowiadaniem, powieścią, prawdopodobnie wypadłoby o wiele lepiej, bo w tej wersji wiele wątków zostało tylko muśniętych i potraktowanych po macoszemu, a zakończenie szybkie i proste, bardzo oczywiste. Temat kolonializmu, poczucie mesjanizmu wśród przybyłych, szaleństwo – każdy z tych wątków zostaje tylko muśnięty, tak samo jak postać Kurtza. Niby Marlow cały czas o nim wspomina, a fabuła kręci się wokół postaci agenta, ale brakuje głębszej analizy jego postaci, dokładniejszego opisania relacji mężczyzny z tubylcami.


W książce wyraźnie widać, że autor nie popiera kolonializmu. Tylko… on pisze jedynie o tym, jak pobyt w afrykańskich koloniach wpływa na przybyszy. Narrator skupia się na tym, jak biali ludzie się zmieniają, zatracają wszystkie hamulce moralne. Gdy czyta się „Jądro ciemności”, trudno uwierzyć, że Marlow to prawdziwy człowiek, jego opowiadanie jest pompatyczne i pełne dygresji, ale pozbawione większych uczuć. Przynajmniej wtedy, gdy krzywdzeni są rdzenni mieszkańcy Afryki. Gdy relacjonuje to, jak umierają z wycieńczenia, są ranieni i zmuszani do katorżniczej pracy, nie widać, aby w jakikolwiek większy sposób go to ruszało. Do tego często czarnoskórzy porównywani są do zwierząt, dzikiej przyrody oraz prehistorii, opisywani tak, jakby nie byli ludźmi. Na czytelnika opisy tragedii tubylców wpływają głównie z powodu jego własnej moralności oraz wrażliwości – nie dlatego, że Marlow wyraża jakiekolwiek uczucia. Jednak mimo to daje się zauważyć, że opowiadanie mogło być dość przełomowe pod względem tego, że w jakikolwiek sposób krytykowano kolonializm. Jednakże w książce brakuje przemyśleń, to głównie sucha relacja. 


„Jądro ciemności” to historia o podróży – nie tylko tej dosłownej, ale i w głąb ludzkiej wyobraźni oraz duszy. Marlow rusza w głąb tytułowego jądra ciemności, najmroczniejszych zakątków ludzkiej osobowości i szaleństwa, czego zwieńczeniem jest spotkanie Kurtza. Jest to ciężka pozycja, która w swoich czasach przełamywała pewne normy. Do tego możemy zobaczyć to, jak świat widzieli ludzie w XX wieku. Jednak jeżeli poszukujemy po prostu książki o kolonializmie, istnieje wiele pozycji mniej problematycznych i napisanych w sposób bardziej przystępny. 


Czy jest to zła historia? Niekoniecznie. Ma wiele wad, ale nie można jej jednoznacznie nazwać złym utworem. Jednak po książce określanej jako arcydzieło spodziewałam się znacznie więcej. Nie wniosła nic do mojego życia, nie odkryła żadnych prawd. Opowiadała o tym, co już wiedziałam, nie wpłynęła na mnie w żaden sposób. Śmiem twierdzić, że pominięcie tej książki nie będzie żadną stratą, chociaż warto spróbować ją przeczytać, by wyrobić sobie własną opinię. Ja raczej prędko o tej pozycji zapomnę.




Komentarze

Popularne posty