Recenzja książki "Brotherhood" M. Chen

   Byłam bardzo ciekawa książki „Brotherhood” autorstwa Mike'a Chena już na etapie pierwszych zapowiedzi. Wychowałam się fanowsko na „Wojnach klonów” i nadal mam sentyment do tego okresu w uniwersum. Nic więc dziwnego, że nie czekałam na ewentualne polskie wydanie (na które liczę w dalszej przyszłości!), a zabrałam się od razu za wersję angielską. Jak więc wypadają przygody Anakina i Obi-Wana?

    

    Opis od wydawcy:

    Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker muszą powstrzymać szalejące wojny klonów i nawiązać nową więź jako Rycerze Jedi.

    Rozpoczęły się wojny klonów. W całej galaktyce tworzą się nowe fronty. Z każdym światem, który dołącza do Separatystów, pokój strzeżony przez Zakon Jedi wymyka się z rąk.

    Eksplozja niszcząca Cato Neimoidię, klejnot Federacji Handlowej, wywołuje zamieszanie, a za atak obwinia się Republikę, co zagraża kruchej neutralności planety. Jedi wysyłają Obi-Wana Kenobiego, jeden z najbardziej utalentowanych umysłów dyplomatycznych Zakonu, aby zbadał zbrodnię i utrzymał równowagę, która zaczęła niebezpiecznie się zmieniać. Gdy Obi-Wan prowadzi śledztwo z pomocą bohaterskiego strażnika Neimoidian, odkrywa, że ​​działa przeciwko Separatystom, którzy mają nadzieję wciągnąć planetę w swój spisek – i wyczuwa złowrogą rękę Asajj Ventress w mgłach, które okrywają planetę.

    Wśród narastającego chaosu Anakin Skywalker awansuje do rangi Rycerza Jedi. Niegdyś padawan Obi-Wana, Anakin teraz znajduje się na równej, ale niepewnej pozycji z człowiekiem, który go wychował. Trwające tarcie między nimi zwiększa niebezpieczeństwo dla wszystkich wokół nich. Dwaj rycerze muszą znaleźć nową równowagę – i szybko odnaleźć się w nowej sytuacji, aby uratować Cato Neimoidię i jej lud przed ogniem wojny. Aby przezwyciężyć zagrożenie, przed jakim stają, muszą wzrosnąć ponad mistrza i ucznia. Muszą stać razem jak bracia.


     Przez pierwszą część książki miałam wrażenie, że już to czytałam. Dlaczego? Początkowo strukturą książka bardzo przypomina „Atak klonów”. Anakin przez większość czasu robi maślane oczy do Padme, a Obi-Wan skupia się na poważniejszych sprawach, czyli zabiera za śledztwo odnośnie wybuchu na Cato Neimoidii. Brzmi znajomo? No właśnie. I tak jak śledztwo mnie interesowało, tak podczas wątku romantycznego przewracałam głównie oczami. Na szczęście później akcja się zagęszcza. Z ciekawszych wątków dość dobrze wypadły próby Anakina w opiece nad dziećmi. Tak bardzo sobie nie radził, że aż momentami było mi go żal.


   Książka pisana jest w narracji trzecioosobowej, ale mimo to dostajemy rozdziały z perspektyw różnych postaci – głównie Anakina i Obi-Wana. Kilka rozdziałów dostają też Asajj VentressRuug QuarnomMill Alibeth. I o dziwo najbardziej zainteresował mnie wątek tej ostatniej.

    Mill jest młodzikiem, który trafia pod opiekę Anakina podczas jednej misji humanitarnej wraz z całą grupą innych Jedi. Zabraczka jednak jest inna. Na samą myśl o wojnie ją mdli i stara się przez to odciąć od Mocy. Ani trochę nie interesują ją miecze świetlne i sztuczki Jedi – chciałaby tylko pomagać ludziom. Niezmiernie dobrze śledziło mi się jej losy w tle głównych wydarzeń i wpływ dziewczynki na Anakina. Na tyle się z nią polubiłam, że nie mogłam się powstrzymać i machnęłam jej fanarta na szybko. Podoba mi się, jak końcowo poprowadzono jej losy i mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się z dziewczynką w jakiś pozycjach.

    Ruug też wydawała mi się sympatyczna w ogólnym rozrachunku, choć to pewnie nie jest dobre słowo w stosunku do niej. Jest to strażniczka z rasy Neimoidian, zdecydowanie po przejściach i z dość wyraźnym kompasem moralnym. W kontraście do jej zachowania prezentowany jest nam młody strażnik, jej wychowanek, ale niestety jego wątek zmierza w dość przewidywalnym kierunku. 

    Po przeciwnej stronie barykady obserwujemy przede wszystkim Asajj. I tutaj mam pewne zastrzeżenia. Wydawała mi się całkiem inną postacią niż w „Dooku: Jedi Lost” czy początkowych sezonach wojen klonów, a przecież książka dzieje się między tymi pozycjami. Zdecydowanie zbyt chłodno podchodzi do problemów, najpierw myśli, potem działa, brakuje tutaj jej nieprzemyślanych napadów gniewu, które dobrze znamy. Mam wrażenie, że bardziej zachowywała się tak, jak pasowało do fabuły, a nie była sobą.

    

    Nie mogę obojętnie przejść obok wątku Anakin-Padme. Że nie był dobrze napisany, to nic nowego. Trochę poprzewracałabym oczami, a potem zapomniała, kiedy Padme znika ze sceny. Jednak próby pokazania, jak tę sytuację postrzega Obi-Wan... No cóż, no niezbyt wyszły. Jakoś nie mogę uwierzyć, żeby mimo zauważenia problemu tak całkiem go zignorował i uznał, że no, jakoś to będzie, bo on sobie poradził z emocjami do Satine. Ała. Po prostu nie wierzę, jak znając Anakina i widząc sytuację, można uznać, że jakoś to się ułoży.


    W książce pojawia się sporo nawiązań. Mamy tutaj wspomnienie Wielkiej Republiki, postaci z gry „Upadły Zakon”, czy połączenia z trylogią o Padme. Wracają też niektóre postaci z Legend, więc ich fani też znajdą coś dla siebie.   


    Na pewno mocną stroną książki były przemyślenia Obi-Wana i Anakina i ich próby odnalezienia się w nowej sytuacji. Chociaż ich wątki jakoś bardzo mnie nie porwały, to zdecydowanie napięcia między postaciami wyszły.


    I niby taki drobiazg na koniec, ale szczególną uwagę zwróciłam na końcowe dedykacje. Jakoś dziwnie mnie urzekły.


    Końcowo mam wrażenie, jakbym obejrzała po prostu kolejny arc wojen klonów, tylko rozbudowany o dodatkowe przemyślenia postaci. Ot kolejna przygoda z tego okresu, która dość szybko może się zatrzeć w mojej pamięci. „Brotherhood” nie jest książką wybitną, ale zdecydowanie powinna się spodobać fanom tego okresu w uniwersum oraz postaci Obi-Wana i Anakina. I tym osobom zdecydowanie polecam!

Komentarze

Popularne posty