Recenzja komiksu "Łotry i rebelianci"


    
Komiks „Łotry i rebelianci” jest szczególny. Nie dość, że kończy główną serię Star Wars (2015), która składała się aż z 75 zeszytów i kilku annuali, to jeszcze jest ostatnim na ten moment wydaniem Star Wars Komiks.  Egmont co prawda nie kończy z komiksami, bo przechodzi całkiem na wydania skrzydełkowe, ale nadal zamyka się pewna era. 

    Star Wars Komiks było pierwszą serią komiksową, którą zaczęłam świadomie zbierać i czytać kilka lat temu. Do tej pory pamiętam te polowania na pierwsze numery z drugiej ręki i czytanie na początku losowych tomów, które udało mi się dorwać. Star Wars Kom
iks to trzydzieści pięć numerów wspomnień. To kilka genialnych serii komiksowych i równie tyle słabych zeszytów. To dość ważny dla mnie rozdział mojego fanostwa. Ale wszystko ma kiedyś kres. Żałuję tylko, że niestety nie doczekamy się dokończenia serii Doctor Aphra (2016). 




    Jak więc wypada ten historyczny numer? Na pewno jest dość bogaty w zawartość. Mamy tutaj tytułowe „Łotry i rebelianci”, czyli zeszyty 73-75 serii Star Wars (2015), „Empire Ascendanty”, czyli zbiór czterech opowiadań będących jednocześnie epilogami i wstępami do nowych serii po epizodzie piątym oraz one-shot czyli „DJ - poszukiwany”.

    

„Łotry i rebelianci” 

    Opis od wydawcy:

    Najwięksi bohaterowie Sojuszu Rebeliantów wyruszyli z trzema śmiałymi misjami, chcąc odnieść zwycięstwo nad wrogim Imperium Galaktycznym.

    Na planecie K34 C-3PO i Chewbacca niespodziewanie natknęli się na rozumne życie... oraz Dartha Vadera, co pokrzyżowało im plany destabilizacji jądra planety w celu zniszczenia imperialnych okrętów.

    Na Sergii Luke stara się ukryć istnienie tajnego rebelianckiego obozowiska, ale jego zadanie skomplikowała złodziejka Warba Callip, która ukradła mu miecz świetlny.

    Z kolei na Lonz Carpo Leia i Han chcieli wrobić Imperium i przestępczego kacyka Bossa Carpo w walkę ze sobą nawzajem, lecz w realizacji tego planu przeszkodził były chłopak Lei, Dar Champion. Dar stoi obecnie po ich stronie, ale Han został porwany przez zbirów Bossa Carpo...


    Za scenariusz do ostatnich numerów serii Star Wars (2015) odpowiadał Greg Pak, którego w Polsce możemy znać z serii Darth Vader (2020), która obecnie u nas wychodzi w wydaniach ze skrzydełkami. Złośliwi by pewnie powiedzieli, że to widać. Nie nazwałabym tego dobrym zakończeniem serii. Widać, że jest robione na szybko, chaotycznie i byle tylko mieć z głowy. Nasi bohaterowie dość prędko znowu znajdują się razem, a każdy z wątków kończy się przewidywalnie. Na dobicie jeszcze dostajemy wielkiego potwora skałę w kosmosie i siłowanie się Vadera z Chewbaccą. Myślę, że nie trzeba tego bardziej komentować.



    Z plusów nadal podobały mi się rysunki Phila Noto. Są na pewno dość specyficzne, ale mi akurat przypadły do gustu. Dużo bardziej mi się podobają niż na przykład przeklejane na siłę twarze z filmów, żeby uzyskać hiperrealistyczny styl. Co prawda żadne kadry nie zapadły mi jakoś bardzo w pamięci, ale to jednocześnie plus i minus. Zwykle pamiętam te koszmarne.


„Echo zwycięstwa” 

    Za scenariusz do „Echa zwycięstwa” odpowiada Charles Soule. Jest to pierwsza z dziesięciostronicowych historii. Ta opowiada o rodzicach Poe Damerona podczas budowy bazy na Hoth i jest po części wstępem do ich występu w serii Star Wars (2020). Podczas drążenia tuneli w lodzie wszystko się zawala, a Shara i Kes zostają uwięzieni, wydaje się, bez możliwości ratunku. Całość robi się mocno melodramatyczna, kiedy próbują nagrać wiadomość do swojego małego synka i niestety nie trzyma w napięciu, bo doskonale wiemy, że nasi bohaterowie zostaną uratowani. Tak samo zmiana zdania Kesa w końcówce jest trochę „znikąd”. Po Soule'u spodziewałam się odrobinę więcej.


    Za rysunki do tego komiksu odpowiadał Luke Ross, a za kolory Guru-eFX. Są one w miarę w porządku, ale niektóre wyrazy twarzy bohaterów i przedstawienie małego Poe trochę mnie przerażają.


„W służbie Imperium”

    „W służbie Imperium” za scenariusz ponownie odpowiada Greg Pak. Jest to wstęp do serii Darth Vader (2020) i opowiada historię powstania szturmowców śmierci, którzy potem w serii się przewijają. Z jednej strony odetchnęłam, że w tej historii mamy Vadera jak na lekarstwo, ale z drugiej od początku jest dość przewidywalna i wiemy, jak się skończy.


    Za rysunki odpowiadał Roland Boschi, a za kolory Rachelle Rosenberg. Nie są one jakoś wybitne, a twarze wręcz przerysowane, ale też nie można nazwać ich złymi. Plasują się gdzieś pośrodku.


„Każdy atak ma dwa końce”

    Ta krótka historia jest wstępem do przygód Valance w serii Łowcy Nagród, a za scenariusz odpowiada Ethan Sacks. Jeśli kojarzycie Valance, to wiecie, w jakim stylu będzie to historia. Z jednej strony mamy niby tylko proste zlecenie, ale z drugiej pod koniec widzimy większy kontekst „moralny” i zastanawiamy się, kto tutaj właściwie jest tym dobrym. Zdecydowanie jedna z lepszych historii w tym tomie.



    Rysunki autorstwa Paolo Villanelliego są mocno dynamiczne. Idealnie nadają się do komiksu z dużą ilością akcji albo krótkiego, bo myślę, że na dłuższą metę by mnie męczyły jak w serii Łowcy Nagród. Za kolory natomiast odpowiadał Arif Prianto.


„Epilog”

    Jak sama nazwa wskazuje, „Epilog” według scenariusza Simon Spurriera jest epilogiem do serii Doktor Aphra (2016) i wstępem do serii Doktor Aphra (2020). Nie czuję się więc w stanie ocenić tej historii, bo serii, którą podsumowuje, nie dostaliśmy w Polsce. Całkiem nie kojarzę występujących tam postaci i nie da się ukryć, że wydanie tego opowiadania jest dość dziwnym krokiem przy pominięciu prawie całej serii.

    Za rysunki odpowiada Caspar Wijngaard, a kolory Lee Loughridge. Powiedziałabym, że ich stylistyka przywodzi na myśl jakąś animację, ale są nawet w porządku, choć bez wielkiego szału.


„DJ poszukiwany”

    Ostatnia historia to one-shot o postaci występującej w ósmym epizodzie, czyli tytułowym DJ. Za scenariusz odpowiadają Ben Acker i Ben Blacker. Obok „Każdy atak ma dwa końce” uważam ją za zdecydowanie najlepszą historię w tym zbiorze. Całkiem odświeżająco jest czytać o postaci, która nie jest ani dobra, ani zła, a stoi tylko po swojej stronie. Nie dostajemy tutaj wielkiej rozbudowy DJ, ale dowiadujemy się, w jaki sposób znalazł się w tym miejscu, w którym spotykamy go w filmie. Na pewno też komiks daje wgląd, czemu ostatecznie postąpił tak, a nie inaczej. Zakończenie było dla mnie ciekawym zaskoczeniem i zdecydowanie podobały mi się ostatnie strony.


    Rysunki Kevina Walkera są w porządku, choć momentami twarze rysowane są trochę dziwnie i zdarza się, że jakaś postać wygląda na nich jak dziecko. Całościowo jednak oceniam je na plus.


   

    Podsumowując, ostatni tom Star Wars Komiks wypada dość blado, jeśli chodzi o zawartość. Żeby cieszyć się z lektury, na pewno powinniście przeczytać poprzedni tom, a dodatkowe historie też nie są niezależne raczej współgrają z wydanymi lub wydawanymi już seriami. Albo taką, której wydania nie doczekamy się wcale. Mimo wszystko nie da się ukryć, że na pewno jest to historyczny numer.

Komentarze

Popularne posty