Recenzja książki "Wrogie terytorium" A. C. Cobble`a

    Trochę rzutem na taśmę udało mi się skończyć w marcu ostatnią wydaną na ten moment u nas książkę z cyklu „Beniamin Ashwood”, czyli „Wrogie terytorium. Sprawdźmy więc, jak wypada na tle dwóch poprzednich.


    Opis fabuły od wydawcy:

    Ben i Amelia wkrótce umrą. Jeszcze nie widzą jak. Z głodu, z zimna czy rozniesieni na mieczach ścigającej ich pogoni. Ale lodowaty oddech śmierci już czują na karkach.

    Nocami, kuląc się na śniegu przy malutkich ogniskach, snują wizje powrotu do Widoków albo ucieczki do Wolnej Ziemi. Jak wspaniale byłoby odwrócić się plecami do wszystkich problemów świata i po prostu ratować życie.

    Ale zagrożenie ze strony demonów jest prawdziwe i oboje wiedzą, że tak naprawdę nigdy nie zdobędą się nie ucieczkę. Muszą działać! Ale jak?

    Mają nadzieję, że odpowiedzi czekają w Irreforcie, w siedzibie Zakonu Purpuratów. Muszą się tam dostać jak najszybciej i po cichu. To tylko trzy miesiące pieszej wędrówki. Przez śnieg i mróz. Bez zapasów. Z pogonią na karku.

    Szanse powodzenia są raczej niewielkie. Ale chwilowo świat nie ma nic lepszego na swoją obronę.


    Jeśli czytaliście dwie poprzednie książki z serii, to dokładnie wiecie, czego się spodziewać i po tej. Znowu mamy bowiem do czynienia z dużą ilością podróży pełnej różnych przygód, lekkim stylem, sympatycznymi bohaterami oraz sporą ilością miecza. Mam jednak wrażenie, że fabuła troszkę zwalnia. Dopiero około dwustu stron przed końcem nabieramy znowu rozpędu i gnamy praktycznie do końca. Może to być po części spowodowane tym, że pierwszą część książki już wcześniej „widzieliśmy”, bo punkt wyjścia jest praktycznie taki sam jak w tomie drugim; zmienia się tylko trochę przygód po drodze. W tym tomie jest też trochę mniej demonów niż w poprzednim, ale za to poruszane są wątki związane z magią, co oceniam końcowo na plus.


    W tym tomie trochę bardziej zżyłam się z Amelią. Dziewczyna w końcu pokazuje trochę więcej charakteru i swojej wewnętrznej siły oraz motywacji, więc zaczynam się do niej przekonywać. Mam tylko wrażenie, że trochę za bardzo obojętnie podeszła do wątków związanych z jej rodziną i miastem, ale w dużej części może być to spowodowane tym, że nie oglądamy historii z jej perspektywy i nie wiemy, co dzieje się w głowie dziewczyny.

    Ben nadal jest sobą. Mimo że jego umiejętności rosną, to podoba mi się, że nadal ponosi porażki, przegrywa pojedynki i musi ratować się w odmienny sposób lub z pomocą innych. Przez to wydaje się bardziej ludzki.

    Żałuję, że w tym tomie było tak mało Rhysa (potrzebuję prequela o jego przygodach sprzed lat!), a niestety nowe postacie poboczne dostały za mało miejsca i pogłębienia, żebym mogła się aż tak do nich przywiązać jak do niego. Szkoda też mi trochę, że nadal nie doczekałam się powrotu niektórych bohaterów z pierwszego tomu.


    Kiedy zapisywałam sobie ten punkt, w notatkach napisałam „główni źli, czyli jak mało o nich wiemy” i myślę, że to jest podsumowanie mojego problemu z przeciwnikami naszych bohaterów. Jeden z naszych wrogów dostaje troszkę ciekawej rozbudowy, ale o głównym zagrożeniu nadal niewiele wiemy. Pytań jest więcej niż odpowiedzi, których chciałabym już kilka w końcu dostać. Niezbyt podoba mi się sprowadzenie wroga do postaci, która musi pojawić się w końcówce, zrobić coś, żeby można było zamknąć tom cliffhangerem, a w kolejnej części stanowić zagrożenie gdzieś z tła, żeby znowu powrócić na koniec i zapętlić cykl.


    W tej części autor zabrał się też za rozbudowę relacji romantycznych. Pierwsze skrzypce wiedzie ta między Benem i Amelią, ale w tle też pojawia się ta Rhysa i Coriny. Obie są poprowadzone w miarę poprawnie, bez szału na plus czy minus. Można było przewidzieć je już jakiś czas temu, więc na szczęście nie są na siłę i w stosunkowo naturalne. 


    Końcowo trzeci tom oceniam trochę niżej od drugiego, który na ten moment jest moim ulubionym. Możliwe, że się to jednak zmieni, bo na pewno planuję sięgnąć po kolejną książkę, kiedy pojawi się u nas w maju. A wy? Czekacie na następne części, czy macie jeszcze lekturę tych przed sobą?

Komentarze

Popularne posty