Recenzja książki "Nieustanna ucieczka" A. C. Cobble'a

    „- Jestem tylko piwowarem! - zaprotestował okrzykiem Ben.

    Rhys pokręcił głową.

  - Gdybyś był piwowarem, tobyś warzył piwo w Widokach. Jesteś wojownikiem, Beniaminie, wojownikiem, który walczy o to, w co wierzy.”


    Dzisiaj przychodzę do was z drugim tomem cyklu „Beniamin Ashwood”, czyli „Nieustanna ucieczka” autorstwa A. C. Cobble'a. I od razu na wstępie mogę wam powiedzieć, że oceniam ten tom lepiej niż pierwszy.


    Opis od wydawcy:

    Po bitwie pod Arratem czarodziejki nie spoczną, dopóki nie dopadną Bena i jego towarzyszy. To, co przyjaciele wiedzą o magii i polityce Sanktuarium, jest wyrokiem śmierci. W obliczu wroga, który nie okazuje litości, jedyną szansą wydaje się dotarcie do Białego Dworu. Niebezpieczeństwa czają się jednak na każdym kroku, a śmierć może nadejść z najbardziej zaskakującej strony. Nie ma wszak większego zagrożenia, niż „wyższe dobro”, w imię którego przyjaciel wbije przyjacielowi nóż w plecy. Pętla się zaciska, pościg jest coraz bliżej.

    „Ucieczka” to klasyczna opowieść spod znaku magii, miecza i drogi. Idealna dla fanów M.J.Sullivana.


    Akcja tego tomu podzielona jest praktycznie na dwie części. Na początku skupiamy się na samodzielnej ucieczce Bena i Amelii, która jest nawet w miarę interesująca, choć kończy się przewidywalnym zwrotem akcji, ale to ta druga część zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. Akcja robi się nieprzewidywalna, mamy do czynienia ze sporą ilością magii i demonów, więc jeśli komuś tego brakowało w pierwszym tomie, to będzie usatysfakcjonowany. Jednocześnie wracamy do motywu drogi, co książce wychodzi na dobre. W tym tomie nie ma już niepotrzebnej dłużyzny pod koniec, a za to dzieje się bardzo wiele. Niestety znowu mam zastrzeżenia do umieszczenia zwrotu akcji dosłownie na końcu, ale na pewno pomoże to przyciągnąć czytelników do kolejnej książki.

    Motyw szkolenia Bena i Amelii schodzi na dalszy plan, ale nadal jest obecny. Wypada to jednak lepiej, bo nie obserwujemy całej masy szkoleniowych pojedynków, a nasi bohaterowie uczą się już w trakcie przygód rzuceni na głęboką wodę. W końcu nie ma to jak doświadczenie, nigdy nie zastąpi teorii.

    Boję się tylko, że fabuła nieuchronnie zmierza w kierunku ratowania świata przez nasze postaci. Nie chciałabym tego, ale jeśli tak się potoczy, to jakoś to przeżyję, choć seria straci trochę na oryginalności. Nie przypadło mi też do gustu zakończenie wątku przybranej siostry Bena, choć na pewno było zaskakujące.


    Mój stosunek do głównych bohaterów niewiele się zmienił. Benek nadal jest sympatycznym chłopakiem, którego da się lubić i na szczęście nie wszystko mu od razu wychodzi i są od niego lepsi. Dodatkowo Ben nadal po części zostaje tym samym szczerym oraz prostolinijnym chłopakiem, co na początku. Odrobinę bardziej polubiłam Amelię, choć nadal nie darzę jej jakimś głębszym uczuciem. Mam wrażenie, że jak na postać, wokół której wszystko się kręci, ma mało miejsca dla siebie w fabule. Moim ulubieńcem nadal pozostaje Rhys; uwielbiam podejście tego człowieka do życia i pod koniec naprawdę mocno przejmowałam się jego losem. Trochę życia i motywacji dostaje też lady Towaal. Nadal jest sztywną sobą z poprzedniej części, ale widzimy, że jej skorupa ma szpary i rysy.

    Z nowych postaci najbardziej interesująca jest Corina, czyli łowczyni demonów. Jej motywacje i historia nie są jakoś bardzo oryginalne, ale dość szybko zdobyła moją sympatię i mam nadzieję, że powróci w kolejnej części.


    Styl pisania nadal jest lekki i przyjemny, choć trafiło się kilka mocniejszych scen, jak rozrywanie kogoś na pół, przy którym zdecydowanie się wzdrygnęłam. Czyta się to jednak zdecydowanie szybko i nie trzeba wielkich pokładów uwagi, żeby nie pogubić się w świecie.


    W poprzedniej recenzji o tym nie wspomniałam, ale książki zawierają ilustracje, za które odpowiada pan Leszek Woźniak. Przemilczałam je po części dlatego, że nie wiem, co o nich myśleć. Z jednej strony są dość mroczne i klimatyczne, ale jednocześnie nie najładniejsze, jakie widziałam i pozbawione szczegółów. Traktuję je więc w kategorii miłego dodatku.


    Jak już wspominałam, całościowo drugi tom serii oceniam lepiej niż pierwszy. Mamy tutaj wszystko, co spodobało mi się w pierwszej części i jednocześnie uniknięto kilku rzeczy, na które narzekałam. Mam więc nadzieję, że trzecia część również utrzyma tę tendencję i zabieram się za jej czytanie w następnej kolejności.

Komentarze

Popularne posty