Recenzja książki "Gniew Północy" D. Komorowskiego

    Dzisiaj przychodzę do was z kontynuacją „Furii wikingów”, czyli powieścią historyczną „Gniew Północy” autorstwa Daniela Komorowskiego. Sprawdźmy więc, jak wypada na tle poprzedniczki.

 


    Opis fabuły od wydawcy:

    Wikingowie znowu ruszają do walki! Dokonują zemsty na Karolu Wielkim za atak na ziemie duńskie i oblegają Paryż – miasto, którego ponoć nie sposób zdobyć. Wielkie zdrady tych, którzy nie powinni byli zdradzić, towarzyszą równie wielkim zmianom sojuszy.
    Synowie Ragnara zdobywają sławę. Każdy na inny, własny sposób. Jednak to śmierć jednej z kluczowych postaci świata wikingów zmieni wszystko. Wróg stanie się przyjacielem, a przyjaciel wrogiem.

   W wielu miejscach rozgorzeje walka o władzę, a w rodzinach wydarzą się rzeczy, o jakie nikt nie podejrzewałby nawet najgorszego przeciwnika. 

    Chciałabym zacząć od tego, że widać, że styl autora trochę się poprawił. Nadal dialogi są nienaturalne i sztywne, ale przynajmniej mamy trochę więcej opisów stanów emocjonalnych i otoczenia oraz trochę mniej traktowania czytelnika „jak idioty”, choć jeszcze czasem i to się zdarza. Problemem nadal jest przeplatanie języka współczesnego z próbą stylizacji językowej. Opisy walk stoją na tym samym poziomie, co wcześniej i można określić je jako poprawne. Największym problemem są sceny emocjonalne, które autor sprowadza do pisania odpowiedniej ilości „?” i „!”, żeby pokazać, jak bardzo postać X jest zdenerwowana.

    Co do języka mamy tu dość istotny problem używania frazeologizmów i wyrażeń współczesnych. Żeby przedstawić, co dokładniej mam na myśli, przytoczę pewną sytuację: do ojca wikinga wraca syn wiking, co ten pierwszy komentuje słowami „Wrócił syn marnotrawny. Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, obydwaj wyznają bogów nordyckich i z chrześcijaństwem nie mieli zbyt wiele styczności. Gdzie jak gdzie, ale w powieści historycznej takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.

    Fabuła książki stoi na podobnym poziomie co ostatnio. Dużo walk, ale i doszło wiele wątków romantycznych, o których wspomnę za chwilę. Wydarzenia są lepiej ułożone, nie wkrada się tyle chaosu, który był obecny w poprzednim tomie. Niestety fabuła jest w miarę przewidywalna i bez wielkich zaskoczeń poza końcówką, która wydaje się po prostu urwana w połowie. Pół książki prowadziło do kulminacyjnej bitwy i zemsty, której niestety w tym tomie nie dostaliśmy.

    Wspomniałam już wątki romantyczne, więc teraz chcę trochę rozwinąć myśl. Dochodzimy do sytuacji, w której nagle mamy do czynienia z teleturniejem „wiking szuka żony. Wątki takie są aż cztery. Amira i Ivar, Joru i Bjorn, Lagerta i Ragnar oraz Hilda i Aidan. Oczywiście wszystko okraszone słabymi scenami stosunków. Najlepszym z tych wątków jest para Aidan i Hilda, który wydaje się w miarę naturalnie poprowadzony. Joru i Bjorn też nie jest tragiczny, choć kilka absurdów się tam wkradło, a Joru straciła w moich oczach, bo czasami zachowywała się jak niestabilna emocjonalnie nastolatka. Tutaj zresztą autor też się nie popisał, bo opis ślubu wygląda jak współczesna uroczystość, a nie obrządek nordycki. Amira i Ivar niestety wypadają słabo. Ivar nagle zrobił się ciepłą kluchą, bo przecież ma na niego taki dobry wpływ, i stracił cały swój charakter z pierwszej części. Amira z zadziornej i odważnej dziewczyny została niestety sprowadzona do obiektu do kochania bez praktycznie żadnej osobowości. Najgorzej jednak wypada wątek Lagerty i Ragnara. Ragnar widzi ją dwa razy, zagaduje i kończą w łóżku. Po czym całkiem znika z jego życia. Do końca książki nawet nikt o niej nie wspomina. Widać więc, jak bardzo była dla niego istotna.

    Z innych bohaterów na dalszy plan niestety schodzą młodsi synowie Ragnara, dla których tak naprawdę sięgnęłam po drugi tom. Tylko Aidan dostaje swój wątek, a reszta co najwyżej po kilka losowych scen. Rozwinięte zostają postaci Haralda, Gevy i Eryka. Całość jest dość przewidywalna i dopiero na koniec mamy zwrot akcji, a zachowanie Gevy zostało niestety mocno przerysowane. Dość dobrze wypada wątek biskupa Anselma, choć nie jest odkrywczy, i interpretacja komety przez różne osoby w wiele sposobów. 

    Niestety mocno nie podoba mi się, w jaki sposób potraktowano Halfdana i Karola Wielkiego. Ten pierwszy zdecydowanie oberwał niechęcią autora i zmarnowano potencjał, idąc w najbardziej oczywistym kierunku rozwoju postaci. Karol Wielki został sprowadzony z roli wielkiego przywódcy, stratega oraz wybitnego wodza do przerażonego staruszka i tchórza bez charyzmy. Jeśli już autor bardzo chciał zmienić linię czasu i wprowadzić go do akcji, to można było choć sprawić, aby przegrał z honorem. Tutaj mamy niestety realizację „sprytnego” planu Ivara, który wcale sprytny nie jest i całkowitą kompromitację postaci Karola Wielkiego, który okazuje się w książce nieudolny na każdym polu.

    Jak i w poprzedniej części, tutaj też zdarzyły się wpadki przy korekcie i kilka literówek oraz brakujących półpauz przy dialogach.

    Całościowo książkę oceniam podobnie jak poprzednią. Kilka rzeczy zrobiono tutaj lepiej, ale dość sporo też dużo gorzej. Niestety nie nazwałabym jej też powieścią historyczną, a raczej fikcją na temat historyczny. Jeśli lubicie taką tematykę, to możecie się dobrze bawić, ale nie nastawiałabym się na zbyt wiele.


Fryzura: malimalibooks

Makijaż: Lena L.

Komentarze

Popularne posty