Recenzja książki „Droga do Wyraju”

„Nie ty dokonałeś zemsty. Wstydzić powinien się znachor. Wstydzić zawsze winien się ten, kto w sposób okrutny skrzywdził drugiego, nawet jeśli ten drugi zawinił złym czynem…”

Do osadzonej w słowiańskich klimatów fantastyki słabość mam chyba od zawsze. Tak samo z pewnością nie zraża mnie informacja, że i autor, a w tym przypadku autorka książki pochodzi z naszego kraju, ani nawet to, że do czynienia mam z debiutem. Zresztą, jak zdradzę już teraz, debiutem całkiem udanym. Po „Drogę do Wyraju” zdecydowałam się sięgnąć po pojawieniu się informacji o nadchodzącej premierze drugiej części, choć już wcześniej miałam tę pozycję na oku. Od razu zresztą zaryzykowałam kupno obu tomów, uznawszy, że nie ma co się zastanawiać i nawet jeśli książki mi nie podejdą, to przynajmniej ich szata graficzna jest na tyle piękna, by bez wstydu postawić je w widocznym miejscu na regale (ale serio, okładki są cudowne).

AUTOR: Kamila Szczubełek
WYDAWNICTWO: Papierowy Księżyc
LICZBA STRON: 310
ROK WYDANIA: 2021
GATUNEK: fantasy





Jedną z najważniejszych części książki, a przynajmniej okładki, jest opis. W tym przypadku to on ostatecznie przekonał mnie do zakupu (zaraz obok faktu, że zainteresowanie serią wykazała też An i pewnie w przyszłości pożyczę jej te książki wraz z toną innych).


„Wąpierz Elgan wiódł w miarę spokojne życie, do czasu, gdy na jego drodze stanął Smęt. Pokraczny, śmierdzący demon, sprowadzony przez samozwańczego szamana, powoli popada w obłęd, który mogą ujarzmić tylko bogowie. Aby zapobiec katastrofie, jaką zwiastuje coraz gorszy stan niesfornego demona, wąpierz Elgan wyrusza na poszukiwanie lasu Czarnoboga, by oddać mu w opiekę istotę odrzuconą przez innych bogów.
Do wyprawy rychło dołącza piękna szamanka Dorada, dla której podróż okaże się prawdziwą lekcją życia, a nieco później rudowłosy Mirosław, skrywający niejedną tajemnicę. Elgan wraz z towarzyszami przemierza ziemie, na których ludzie wyprawiają uczty zaduszne, by przywołać dziady, a wiejskie baby i chłopi stoją w kolejkach po wróżby.
Podczas wędrówki Elgan i Dorada próbują rozwikłać zagadkę znikających z wiosek dzieci. Wszystko wskazuje na to, że w zbrodnie zamieszane są potężne siły z zaświatów. Im bliżej rozwiązania znajduje się Elgan, tym większe niebezpieczeństwo grozi Doradzie.
Czy Elgan zdąży odprowadzić Smęta do Czarnoboga, zanim demon oszaleje? Czy odkryje, kto stoi za porwaniami? Czy przy okazji uda mu się dowiedzieć czegoś o sobie? Aby znaleźć odpowiedzi na te pytania, wystarczy wyruszyć w drogę do Wyraju!”


Ostatnio rynek zalewają pozycje skupiające się na wielkich spiskach oraz konfliktach na całe kontynenty; ogólnie pełne rozmachu. Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale czasem człowiek ma ochotę na coś innego, lekkiego i na swój sposób spokojniejszego. W tym przypadku opis daje nam zapowiedź jakiejś większej intrygi, ale bardziej w tle, skupiając się przede wszystkim na wędrówce bohaterów. To było coś, czego szukałam, szczególnie jako fanka słowiańskich klimatów. Czy po takiej zapowiedzi z tyłu okładki wnętrze spełnia oczekiwania?

W pewnym stopniu na pewno. Przede wszystkim w oczy rzuca się swoisty rozmach, z którym autorka wykreowała świat. Słowiańskie demony i bogowie już sami w sobie dają duże pole do popisu, a do tego w historii pojawiają się najróżniejsi użytkownicy magii: znachorzy, szeptuchy, wiedźmy, czarownice, czarodziejki, wróżowie czy szamani. Oni wszyscy się od siebie różnią, nawet jeśli w książce nie pokazano jeszcze tych różnic zbytnio inaczej niż przez teorię. Tak naprawdę w większości przedstawiciele tych grup pojawiają się na moment i tylko w przypadku kilku mamy szansę zobaczyć, jaką mocą władają. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach pojawi się tego odrobinę więcej. Ogólnie w całej tej niesamowitej kreacji świata brakuje mi nieco szczegółów. Oczywiście to nie tak, że ich nie ma, wręcz przeciwnie. Różne miejsca mają swoje zwyczaje i rytuały, których świadkami są bohaterowie, ale człowiek aż chciałby więcej. W sumie jednak książka jest dość cienka, więc nie dziwię się, że nie znalazło się tam tego więcej. Zresztą to, co jest, już wystarcza, by świat przedstawiony przez autorkę mnie zauroczył. 

Jeśli już jesteśmy przy zaletach ogólnych, niewątpliwie należy do nich styl autorki i to, jak lekko czyta się powieść. Historię pochłonęłam tak naprawdę w kilka godzin i trudno było mi się od niej oderwać. Pani Kamila ma lekkie pióro, które sprawia, że przez tekst się płynie, a książka staje się idealną pozycją na zimowe popołudnie, kiedy człowiek potrzebuje czegoś przyjemnego do oderwania się od rzeczywistości i odpoczęcia. 
Czas może na kilka słów o bohaterach. Najważniejszym z nich jest Elgan, stary wąpierz, po którym starości tej zupełnie nie widać. Chłopak trzyma się doskonale, tylko kondycję ma słabą, gdy musi iść długo pod górę. Ale za to jaki urodziwy… ale ja nie o tym. Elgan to postać, do której na początku miałam mieszane uczucia. Z jednej strony polubiłam go, ale momentami bywał irytujący. Dość szybko jednak to minęło, a i bohater nie może się przecież składać z samych zalet. Ogólnie o jego charakterze trudno coś jednoznacznie powiedzieć, ale w gruncie rzeczy to sympatyczny bohater, nawet jeśli trochę marudny i zgryźliwy. Może to w tym przejawia się ta starość? Elgan typowym wąpierzem, jak się okazuje, nie jest. Nie tylko unika swojego obecnego domu, Wyraju, ale i zadaje się z ludźmi. Mało tego, pomaga im, a przynajmniej stara się to zrobić. W dodatku nie pamięta swojej przeszłości i rozpaczliwie wręcz próbuje ją poznać. To z kolei jest chyba najciekawszym wątkiem w całej historii, bo przeszłość demonów nigdy nie jest dobra, szczególnie tak potężnych. Nie, Elgan, choć jako nieumarły jest istotą naprawdę porządną i pomagającą innym, to jeszcze jako człowiek musiał zrobić coś naprawdę strasznego. Problem w tym, że nikt nie wie, co, a jeżeli już ktoś ma wiedzę na ten temat, to nie chce jej zdradzić. Dlaczego? Tego można się dowiedzieć częściowo podczas czytania „Drogi do Wyraju”. 

Drugą najważniejszą postacią jest Dorada, dziewczyna ucząca się na szamankę. To córka przyjaciela Elgana, która na prośbę swojego ojca ma przez pewien czas robić wąpierzowi za przewodniczkę w jego drodze, by ten bez problemu dotarł do celu. Niestety nie wiemy, ile ma lat, ale według opisu jest młodą kobietą, a w książce określa się ją jako dziewczynę, więc wnioskuję, że mamy tu do czynienia z kimś w wieku 17-22 lata. Raczej więcej bym jej nie dała, bo Dorada momentami wciąż zachowuje się niczym nastolatka. Szczególnie na początku mnie irytowała, ale wkrótce to przeszło i stało się obojętnością zmierzającą w stronę sympatii. Mamy tu do czynienia z naiwną jeszcze, wyjątkowo wygadaną i zbyt upartą dla własnego dobra panną, która jednak w trakcie historii coraz częściej pokazuje swoją dojrzalszą stronę. 

Kolejną ważną istotą jest Smęt, demon, którego Elgan znalazł w domu znajomego samozwańczego szamana, który od tej profesji zdecydowanie powinien trzymać się z daleka. Tego biedaka żaden bóg nie chce, dlatego wąpierz postanawia odwieźć go w jedyne miejsce, w którym istnieje szansa, że znajdzie swój wieczny dom. Smęt przypomina zazwyczaj pocieszne, biedne dziecko, chociaż czasami widać po nim, że jest dorosły. To jednak ma miejsce rzadko. Ogólnie uznać go można za jednego z najbardziej sympatycznych bohaterów. 

Co do reszty członków dziwnej drużyny, czyli Mirosława i Jarala, niewiele o nich da się powiedzieć i odnoszę wrażenie, że bez nich w książce nic się by nie zmieniło. No dobrze, Mirek jest sympatycznym chłopakiem, który zupełnie bez żadnego powodu podziwia Elgana i w sumie to skrywa pewne sekrety, ale to wszystko. Nie do końca rozumiem, jakim cudem nie zraził się do wąpierza w ciągu godziny, ale najwyraźniej jest wyjątkowo uparty i zapatrzony w demona. W pewnym momencie tylko czekałam, aż napisze mu jakąś balladę o głębi swego szacunku. Ogólnie Mirosława nie da się nie polubić przynajmniej odrobinę, ale ani on, ani stary znachor, czyli Jaral, nie wnieśli do akcji tak naprawdę nic. Mam nadzieję, że wątek tego pierwszego zostanie rozwinięty w kolejnych częściach. bo chciałabym dowiedzieć się o nim więcej. 

Historia zaczyna się, gdy Elgan zgadza się pomóc kobiecie w odzyskaniu ciała jej męża, który usilnie próbuje zostać szamanem. Próby te sprawiły, że swoje ciało oddał Welesowi, a w dodatku przywołał demona – Smęta. Wąpierz zgadza się odzyskać mężczyznę w zamian za pewną przysługę i przy okazji postanawia odwieść pechowego demona tam, gdzie powinni go przyjąć. Cała fabuła opiera się na tej podróży oraz niewielkich przygodach w jej trakcie i spotykaniu gromadki epizodycznych postaci wskazujących bohaterom drogę lub rozmawiających o tym, co może się okazać istotne dla fabuły. W tytułowym Wyraju Elgan znajdzie się na końcu na chwilę, a szkoda. Za to przyznać trzeba, droga do niego wyszła kręta i podziwiam cierpliwość wąpierza. 

Opis wspomina też o tajemnicy ginących dzieci i tak naprawdę ten wątek uważam za pewną wadę historii. Po rodzinach zaginionych tak naprawdę nie widać większej rozpaczy, niektóre wioski nie okazują też żadnego strachu. Ta sprawa niby jest, ale niezbyt oddziałuje na ludzi. Sami bohaterowie niby próbują ją rozwikłać, ale uznają, że zajmą się tym potem, po odwiezieniu Smęta i odzyskaniu ciała niedoszłego szamana. Całość schodzi na drugi plan, a nikt nie ma pojęcia, kto może dopuszczać się czegoś takiego. Przynajmniej do czasu, bo podczas najważniejszej konfrontacji Elgana z antagonistą dowiadujemy się, że wszystkiego się już domyślił. Tylko kiedy? Mimo narracji trzecioosobowej praktycznie cały czas czytelnik siedzi w jego głowie i widzi, jak ten się zastanawia przez moment, ale nie dochodzi do żadnych istotnych wniosków. Trochę brakowało mi jego rozmyślań, które pokazałyby, jak odkrył, co się dzieje. 

Ogólnie największą chyba wadą jest pewien chaos. Niby wszystkie wątki czemuś służą, ale jednocześnie wiele z nich wydaje się zbędnych, bo niewiele z nich wynika. Brakowało mi tu mocniejszego nakreślenia tej drugoplanowej „intrygi”, która wydaje się dość istotna dla dalszej fabuły. Wszystko jest muskane, ale nie ma mocniejszych zagłębień, które sprawiłyby, że nie tylko przeczytam szybko dany rozdział, ale zacznę się zastanawiać i snuć teorie. Nie odczułam żadnego większego niebezpieczeństwa ze strony nieznanego zła i antagonistów, którzy wystąpili. No, punkt kulminacyjny pokazał w pewnym stopniu, do czego są zdolni, ale nadal mam nadzieję na więcej. Plus na to, że zobaczymy, do czego zdolne są wąpierze, bo w końcu chyba nie bez powodu nazywa się ich książętami ciemności. Po całej książce najbardziej nie ciekawi mnie to, kim jest Mirosław, przepowiednia czy cała sprawa z Rodem (która tak nawiasem, odnoszę wrażenie, powinna interesować mnie właśnie bardzo), ale to, kim był Elgan. Przede wszystkim dlatego, że na tym ostatnim najbardziej skupia się autorka. Pozostałe wątki niby są, niby się o nich wspomina, ale tak naprawdę przez większość czasu nie towarzyszą im żadne odczucia ze strony bohaterów. 

Ogólnie też w książce jest kilka literówek, tak, jakby osoba odpowiedzialna za korektę pod koniec robiła to bardziej pobieżnie, ale w przypadku tego wydawnictwa już mnie to nie dziwi. Śmiem nawet powiedzieć, że jak na Papierowy Księżyc jest ich dość mało, być może dlatego, że nie mamy do czynienia z tłumaczeniem.

To sprawia, że „Droga do Wyraju” jest lekkim, przyjemnym czytadłem idealnym po przeczytaniu czegoś wymagającego. Trudno się od niej oderwać i można pochłonąć tę książkę w jeden dzień, ale raczej nie zapada wyjątkowo w pamięć i gdyby nie wątek Elgana oraz to, że książkę kupiłam, a nie wypożyczyłam i przez to chcę mieć na półce wszystkie tomy, nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po kolejne części. Pewnie tak, bo mimo swoich wad mamy tu do czynienia z udanym debiutem i dobrą książką, ale gdyby książka składała się tylko z tego tomu, dość szybko bym o niej zapomniała. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach autorka w pełni wykorzysta potencjał historii i świata w niej przedstawionego, a na obecną chwilę mogę jedynie powiedzieć, że mimo tych kilku wad „Drogę do Wyraju” naprawdę polecam. Podczas czytania bawiłam się świetnie i nie pamiętam, kiedy ostatnio tak trudno było mi się oderwać od jakiejś książki. 

Komentarze

Popularne posty