Recenzja książki "Czarny Mag. Ostania walka" R. E. Carter

     Dzisiaj przychodzę do Was już z ostatnią książką z serii „Czarny Mag”, a mianowicie „Ostatnia walka” autorstwa Rachel E. Carter. Zobaczmy więc, jak wypada czwarty tom i ogólnie cała seria.


    Opis fabuły od wydawcy:
    
    On jest Czarnym Magiem, a ona zdrajczynią. Świat Ryiah runął, gdy odkryła niecne plany króla Blayne'a. Teraz musi zdradzić wszystko, co kocha, aby uchronić królestwo przed wojną. Rozdarta między miłością a obowiązkiem, sercem a rozsądkiem Ry podejmuje się niebezpiecznej misji. Ma pomóc rebeliantom i przekonać przedstawicieli królestwa Pythus, aby zerwali pakt ze skorumpowanym królem Jeraru, jednocześnie oszukując najpotężniejszego maga w królestwie, a zarazem swojego męża. Wcześniej czy później będzie musiała stanąć do walki.


    Przez pierwszą część fabuły miałam wrażenie, że stoimy w miejscu, mimo że nie było tak, że nie działo się nic. Mam wrażenie, że było to spowodowane tym, że sporą część tekstu zabierały rozważania Ry. Główna bohaterka na przemian rozpaczała za straconym bratem lub za księciem, którego straci, co wypadało strasznie męcząco. Choć teoretycznie zdecydowała się na zdradę, ciągle się wahała i rozpamiętywała wszystko. Dopiero kiedy doszliśmy do zwrotu akcji w środku książki, sytuacja się trochę unormowała.
    Skoro o zwrotach akcji, to muszę powiedzieć dwa słowa o zakończeniu, które nie było do końca satysfakcjonujące. Podobał mi się rozwój Priscilli i wprowadzone reformy magii, ale zamknięcie wątku Ry i Darrena mnie rozczarowało. Szczególnie to, co pojawiło się w epilogu, przekształcając gorzkie zakończenie w idealne „i żyli długo i szczęśliwie”, ale i też wynik ich ostatecznego pojedynku. Wydawał się tak rozstrzygnięty specjalnie, żeby umożliwić piękny epilog.

    Jeśli czytaliście moje poprzednie recenzje, to wiecie, jakie mam zdanie o Ry, a ja je podtrzymuję. Nadal mnie irytowała, szczególnie na początku książki i podczas próby ratowania Darrena.

    Z innych bohaterów bardzo żal mi Paige. Jej postać wydawała mi się najbardziej interesująca i zakończenie jej historii zdecydowanie nie jest dla mnie satysfakcjonujące. Tak samo jak i losów króla i brata Darrena. Wydaje mi się, że autorka wprowadziła w jego wątku zwrot akcji pod koniec, tylko po to, żeby był, bo tak naprawdę koniec końców zmarnowała cały jego  potencjał.
 
    Co do Darrena, zdecydowanie nie podoba mi się kierunek, w którym poprowadzono jego postać, tak samo jak przeskoki z miłości, nienawiści, ale nadal przywiązania do Ry i znowu do miłości, potem nienawiści do samego siebie i tak dalej. Jak niektóre były jeszcze dobrze umotywowane, tak inne działy się nagle i bez podbudowy.

    Podsumowując, „Ostatnia walka”, tak jak i cała seria, jest dobrą książką do poczytania, kiedy nie chcecie za bardzo myśleć, bo im bardziej się zaczyna roztrząsać fabułę, tym więcej dziur się znajduje. Mimo irytującej bohaterki oraz mało rozwiniętych postaci drugoplanowych bez większych motywacji czyta się to szybko i w miarę przyjemnie. Będzie idealna dla czytelników przyzwyczajonych do fantastyki młodzieżowej i niemających zbyt dużych oczekiwań oprócz odstresowania i lekkiej lektury.

Komentarze

Popularne posty