Recenzje książki „Ostatni Jednorożec”

 RECENZJA SIGMY:

Ludzie nie umieją się obejść bez bohaterów, lecz człowiek z krwi i kości zawsze będzie za mały, żeby zaspokoić ich pragnienie, więc legenda stopniowo narasta wokół ziarna prawdy, całkiem jak perła.” 


Wśród animacji, które oglądałam jako dziecko, szczególną był „Ostatni jednorożec” – historia w Polsce niezbyt znana, za to podobno bardzo lubiana przez dzieci w Niemczech. Klimatyczna i nieco surrealistyczna, z baśniowymi elementami, widziana przeze mnie tak często, że zarysowałam już całą płytę.


I to właśnie sentyment do animacji sprawił, że gdy jakiś rok temu przypadkiem dowiedziałam się, że bajka ta powstała na podstawie książki, od razu wysłałam wiadomość. Tak oto w nadchodzące urodziny dzięki jej uprzejmości i równie dużej skłonności do sentymentu, co u mnie, stałam się posiadaczką jednego z egzemplarzy polskiego wydania rozszerzonego „Ostatniego jednorożca”, zawierającego również nowelę „Dwa serca”.


Dlatego też dzisiaj opowiem nieco o książce do cna magicznej, którą bez wątpienia jest „Ostatni jednorożec”. 




Na początek garść podstawowych informacji:


AUTOR: Peter S. Beagle

TYTUŁ ORYGINAŁU: „The Last Unicorn”

                                        „Two Hearts”

WYDAWNICTWO: Nowa Baśń

LICZBA STRON: 346

DATA WYDANIA W POLSCE: 2018 r

GATUNEK: Fantasy



Jak się prezentuje ta książka? 


Tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze, jest wprost przepiękna, bardzo klimatyczna oprawa graficzna. Chociaż mówi się, aby nie oceniać książki po okładce, nie da się ukryć, że w tym przypadku wyjątkowo pasuje ona do historii. Jest miękka, ze skrzydełkami, utrzymana w chłodnych, przyjemnych w odbiorze barwach. Sprawiają one, że narysowany na środku biały, pełen gracji jednorożec wyróżnia się, jednak nie w sposób nachalny, który mógłby razić. 


Na skrzydełkach oraz tylnej okładce znaleźć można fragmenty pozytywnych recenzji i krótki opis fabuły prezentujący się następująco:


Jednorogini żyła w lesie liliowym i pędziła żywot samotny. Pewnego dnia ruszyła w podróż w poszukiwaniu podobnych sobie. W towarzystwie nieudolnego magika Szmendryka i nieustraszonej Molly po raz pierwszy od urodzin poznaje uroki i trudy życia. Jej droga wiedzie do zamku podupadłego monarchy – i do konfrontacji z bestią, która wytrzebiła jej gatunek.” 


No dobrze, okładka piękna, a co ze środkiem? Znaleźć tam można może i niezbyt liczne, ale za to pełne uroku ilustracje.



Jednak domyślam się, że bardziej niż one interesująca jest sama treść, czyż nie? 


„Ostatni jednorożec” opowiada o Jednorogini od wieków żyjącej samotnie w lesie, z dala od swych pobratymców, którzy rozeszli się po świecie. Jednak pewnego dnia spokój tej istoty został naruszony przez dwóch myśliwych. Starszy z nich, pamiętający jeszcze stare legendy i wierzący w nie, rozpoznaje po nietypowo dobrej kondycji roślin, że wkroczyli na tereny pozostające pod ochroną jednorożca. On też informuje jednorogini o tym, że jest ostatnim jednorożcem kroczącym po ziemi. 


Ta nie może w to uwierzyć, po pewnym wahaniu decyduje się więc ruszyć w podróż, by odnaleźć istoty podobne do niej. Podczas niej odkrywa jednak, że niewielu ludzi jest w stanie rozpoznać jednorożca, co potwierdza jej najgorsze obawy – naprawdę jest ostatnia. Trafiwszy w niewolę do Ponurego Miasteczka Mateczki Fortuny, poznaje Szmendryka, przeklętego mężczyznę, który próbuje stać się prawdziwym czarodziejem. To tam dowiaduje się też, kto może być odpowiedzialny za zniknięcie innych jednorożców. Wraz z magiem oraz mieszkającą wśród rozbójników Molly Grue ruszają do zamku króla Nędzora, by uwolnić pozostałe jednorożce. Nim jednak tam dotrą, trafiają do miasteczka zwanego Bramjędzem, którego przekleństwo połączone jest ściśle z jedynym synem króla Nędzora, księciem Lirem. 


„Ostatni jednorożec”, choć nie należy do książek nowych (wydany został w 1968 roku), ma w sobie pewien powiew świeżości. Próżno w nim szukać epickich bitew, potężnego bohatera muszącego pokonać wielkie zło, by uratować świat, czy wielkich tragedii oraz skomplikowanej, wielowątkowej fabuły. Nie oznacza to jednak, że ta historia jest zła, wręcz przeciwnie. Ma niesamowity, dość specyficzny klimat i baśniową, poetycką otoczkę. Bazuje na pewnych schematach i uproszczeniach, a jednocześnie ukazuje coś innego, niż większość młodzieżowego fantasy. Bo, nie ma co ukrywać, „Ostatni Jednorożec” nie jest książką dla małych dzieci, a czytelników już starszych, w tym tych dorosłych. Nie oznacza to, że dziecku nie spodobałaby ta opowieść, jednak mogłaby być ona dla niego wymagająca i niejasna. Napisana dość specyficznym stylem, w który początkowo może być trudno się wczuć, ma w sobie wiele nawiązań do mitologii i innych dzieł fantasy, gier słów oraz bystrych, przepełnionych humorem dialogów. Zarazem jest to tekst przepełniony metaforami i podtekstami, które łatwiej będzie zrozumieć komuś starszemu. 


Bohaterowie, choć baśniowi, sprawiają wrażenie twardo stąpających po ziemi. W zdecydowanej większości nie są jednowymiarowi, a mają w sobie głębię, która sprawia, że można zapałać do nich szczerą sympatią. Nawet na pozór idealna Jednorogini ma swoje wady, częściowo wynikające z jej nieśmiertelności i odosobnienia, książę Lir to pełen młodzieńczych ideałów chłopak pragnący zostać bohaterem, Molly, mimo że zgorzkniała i rozsądna, wciąż kryje w sobie wrażliwość i wiarę w dobro, a Szmendryk, dotychczas marzący jedynie o zdjęciu z siebie klątwy, również przechodzi dużą przemianę podczas podróży. Postacie uczą się i dojrzewają cały czas, a poszczególne wydarzenia odciskają na nich swoje piętno. Moim ulubieńcem jest zdecydowanie mający w sobie pewną tragiczność Lir. No i kot, kot jest cudowny. 


Cała historia za to ma emocjonalny, nostalgiczny, a przy tym dość smutny wydźwięk. Nie uświadczy się w niej typowego happy endu, a raczej zakończenie, które pozostawia wiele do przemyślenia. Jest takie… realistyczne, przynajmniej jak na fantasy, z dobrymi i smutnymi elementami, które zresztą sugerują, że może to i koniec tej konkretnej przygody, ale życie bohaterów toczy się dalej. 


Nowela „Dwa serca” ma już wydźwięk nieco inny, bo całość opowiedziana jest z perspektywy małej dziewczynki. Wioska bohaterki znalazła się w niebezpieczeństwie, więc ta postanawia ruszyć do zamku, by poprosić króla o pomoc. 


Historia jest nieco bardziej współczesna i radosna, jednak wciąż mająca w sobie ten specyficzny klimat. Całość opowiada dalsze losy bohaterów i, tak jak wcześniej, jej zakończenie również nie jest całkowicie radosne, a raczej takie, jakie miałoby miejsce w prawdziwym życiu. Niby potwór pokonany, ale zostaje taki smutek, sprawiający, że całość jest słodko-gorzka. Bo, chociaż całość noweli należy do optymistycznych i baśniowych, to autor nadal nadaje historii ton dość realistyczny pod względem ilości dobrych i złych wydarzeń oraz ich konsekwencji. W dodatku, mimo że napisana oczami dziecka, nie jest ona zbyt przesłodzona. Mogłaby się wydawać zwykłą, płytką historią drogi, jednak po wczytaniu się człowiek odkrywa, że ma w sobie coś więcej.


„Ostatni jednorożec” nie jest jednak historią, którą poleciłabym każdemu czytelnikowi, właśnie przez jej specyficzność. Sprawia ona, że z jednej strony można zakochać się w książce, ale innych całkowicie odrzuci. Dodatkowo, jeśli ktoś oglądał animację, to musi przygotować się na to, że jest ona świetnym odtworzeniem powieści i mimo pominięcia niektórych wątków opowiada ona dokładnie tę samą historię. Dlatego zdecydowanie warto samemu zajrzeć do książki i zdecydować, czy jest się w gronie osób, które ten klasyk fantasy zauroczył. 



RECENZJA AN:





Po „Ostatniego Jednorożca” sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że szarpnęłam się na udział w akcji #365dniFantastyki u @fantastyka_na_luzie. Myślę, że bez tego moje drogi z nim raczej by się nie przecięły. Miałam „jakieśtam” pojęcie, o czym będzie historii, przez bajkę na jej podstawie, którą oglądałam na DVD w dzieciństwie. Pamiętam, że uważałam ją za dziwną i nieszczególnie za nią przepadałam. Czy książka coś zmieniła? 


Cóż, naprawdę trudno mi ją ocenić. Niby mamy baśń, ale jakoś nie widzę tam super szczęśliwego zakończenia. Wręcz żal mi Lira. Chłopak tak się starał, bohaterem został, wiersze z błędami ortograficznymi pisał i co z tego ma? Z jednej strony to plus, a z drugiej minus. 


Oczywiście moją ulubioną postacią musiała zostać jakaś totalnie trzecioplanowa postać – tym razem padło na genialnego kota. Tutaj przerywnik na cytat:


„Jestem jaki jestem. Chętnie bym ci powiedz jak wszystko, co chcesz, bo dobrze się ze mną obchodzisz. Ale jestem kotem, a jeszcze żaden kot nie dał nikomu jasnej odpowiedzi.”


Całość zawiera jeszcze sporo genialnych cytatów, fajne rymowanki, ale mimo że ogólnie oceniam chyba raczej na plus, wątpię, żebym kiedyś jeszcze wróciła do „Ostatniego Jednorożca. Chyba żeby pozachwycać się okładką.


Komentarze

Popularne posty