Recenzja antologii "Nawia. Szamanki/Szeptuchy/Demony"

    Nieczęsto czytam zbiory opowiadań i antologie. Wolę raczej dłuższe formy, rozbudowane i przeplatające się wątki. Tak się dziwnie złożyło, że jakby w zaprzeczeniu tym słowom, moje dwa ostatnie książkowe zakupy to antologie właśnie. Dziś przychodzę do was z jedną z nich, czyli „Nawia. Szamanki/Szeptuchy/Demony” od wydawnictwa Uroboros.



    „Nawia” przenosi nas do zapomnianego świata słowiańskich wierzeń wraz z ośmioma opowiadaniami napisanymi przez: K. B. Miszczuk, M. Krajewską, A. Szumacher, J. Rolską, R. Dębskiego, M. Raduchowską, M. Podlewskiego i M. Mortkę. Przyznam, że z tych autorów przed antologią styczność miałam tylko z twórczością pana Mortki i to głównie jego nazwisko skłoniło mnie do zakupu, choć inne nazwiska nie raz też odbiły mi się o uszy. Czy się rozczarowałam? W żadnym razie! Opowiadania prezentują poziom od przeciętnych po bardzo dobre.

    „Dziewanna i księżyc” Anny Szumacher skradło moje serce już od pierwszego akapitu. Czym? Przede wszystkim cudownym humorem, lekkością i genialnym pomysłem. Bo jakże tu nie zachwycić się funkcją sakralną losowego przedmiotu podczas wykopalisk lub perypetiami biednego studenta Marka. Miałam tylko drobny problem z docenieniem nawiązań do słowiańskich wierzeń, ale szybki „messenger do znajomej wiedźmy (dzięki, Sigma!)” pomógł w odnalezieniu się w szerszym kontekście.

    Na drugim miejscu uplasowało się opowiadanie „Wichura” Marcina Mortki i to w dużej mierze przez sentyment. Jest ono kontynuacją losów postaci z książki „Żółte ślepa”, więc od razu zagłębiam się w znany mi już świat. Jest to zarówno plus, jak i minus. Niestety wątpię, żeby osoby nieczytające książki wyłapały wszystkie niuanse relacji między postaciami (choć autor stara się je na szybko nakreślić) i krzyczały ze szczerym uśmiechem: „Patrz! Trutek wrócił!
    Przy okazji tego opowiadania odkryłam też, że ostatnio prześladują mnie lesze i leszopodobne istoty. Nie wiem, czy powinnam się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie.

    Trzecie miejsce w moim małym zestawieniu należy do „Śmierć wody” Martyny Raduchowskiej. Świetne połączenie humoru, współczesności i dawnych wierzeń oraz realnie istniejącej prawie wioski duchów w Polsce. Urzekło mnie też swoim oryginalnym pomysłem na „problem”, bo większość opowiadań opierała się na chorobach, już istniejących potworach czy urokach, a tu spotykamy się z duszami, które dopiero przemienić się mogą.

    Kolejne na liście umieściłam po chwili wahania przy wyborze „Płacz cichą nocą się niesie” Katarzyny Bereniki Miszczuk. Historia nie jest wielce oryginalna, spotykamy się z szeptuchą i małżeństwem, którym próbuje pomóc, ale całość jest dość zgrabnie napisana, a w przeciwieństwie do większości opowiadań zakończenie dość gorzkie.


    Pozostałych czterech opowiadań nie będę tutaj jakoś wyróżniać, po prostu przejdziemy po kolei.

    „Jezioro Cię kocha” Marty Krajewskiej od razu przywołało falę skojarzeń z dzieciństwa. Czytając to opowiadanie, cały czas miałam wrażenie, że skądś podobną historię znam. I owszem, kiedy wróciłam do domu i odgrzebałam książkę z legendami i baśniami, trafiłam tam na „O pięknej Jegle i królu Żaltisie
. Choć nie da się pozbyć wrażenia, że to przeniesienie tej baśni, to jednak sporo elementów się różni, łącznie z bardziej gorzkim zakończeniem. Później od autorki dowiedziałam się, że nie znała tej baśni, więc nie mogła się nią inspirować przy pisaniu.

    „Szpetucha” Jagny Rolskiej to dziejące się na współczesnej wsi opowiadanie o babce, jej przedziwnej prawnuczce Aurelii, biednym sołtysie Alojzym i drobnych problemach z zagospodarowaniem działki. Urzekło mnie tutaj połączenie nowoczesnej technologii i starych wierzeń. W końcu w sumie słusznie, po co polegać na mocach, kiedy można założyć monitoring. Chyba najbardziej współczułam tutaj Alusiowi, który był wykorzystywany przez wszystkich do swoich celów i nawet nie potrafił się w sytuacji odnaleźć. Za to moją ulubioną postacią Mruczek. Ja naprawdę chciałam zobaczyć to polowanie w jego wykonaniu, a nie jakieś ważne szpiegowania!

    „Ostatnia noc” Rafała Dębskiego rozpoczyna się podobnie jak dużo innych opowiadań. Mamy chore dziecko i któremu może pomóc tylko lokalna uzdrowiciela. Tutaj zaczynają się jednak problemy. Kasztelan Domarad zakazał jej praktyk i kazał się wynieść, a każdy, kto by do niej poszedł, naraża się na baty i grzywnę. Czy to jednak powstrzyma zrozpaczonych rodziców? Najciekawszą postacią wydał mi się tutaj pustelnik i jego relacja ze znającą. Czy chrześcijaństwo i dawne wierzenia mogą się dogadać w jakiejś sprawie? Okazuje się, że tak. Wystarczy tylko trochę chęci.

    „Konsultantka” Marcina Podlewskiego zabiera nas bezpośrednio do tytułowej Nawii, która... umiera i się rozpada. Wszystkie bóstwa związane ze śmiercią i życiem pozagrobowym zbierają się więc tam i toczą słowną potyczkę o to, komu te terytoria teraz się należą. Jako że nie udaje się podjąć decyzji, sprowadzona zostaje z Ziemi konsultantka zwykła śmiertelniczka Milena, którą od teraz wszyscy usilnie starają się przekonać, że Nawia powinna przypaść właśnie im. Wydaje mi się, że nie jestem w stanie w pełni docenić tego opowiadania, bo niestety moja znajomość mitologii nie wykracza bardzo poza grecką, rzymską i jakieś elementy nordyckiej czy legend arturiańskich. Przez to czułam się nieźle w tym wszystkim zagubiona. Sprawy nie ułatwiał natłok postaci. Myślę jednak, że opowiadanie może się spodobać odpowiednim osobą z większą wiedzą niż moja, a zakończenie bardzo przypadło mi do gustu.

    Tak więc podsumowując, Nawia to zbiór opowiadań od przeciętnych aż po bardzo dobre. Właściwie żadnego nie określiłabym mianem słabego. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Komentarze

Popularne posty