Recenzja książki ,,W rany"

 AUTOR: Petra Dvořáková

WYDAWNICTWO: Stara Szkoła

LICZBA STRON: 180

ROK WYDANIA: 2025

GATUNEK: literatura piękna 

 



Petra Dvořáková znów to zrobiła. 


I na tym w sumie mogłabym zakończyć tę recenzję, bo myślę, że każdy, kto zetknął się z twórczością autorki lub przeczytał moją recenzję „Wron”, rozumie, o co mi chodzi. Tym razem podeszłam do lektury już przygotowana, wiedziałam, co mniej więcej mnie czeka, a i tak całość wywołała całą gamę emocji – głównie tych przygnębiających. W „W rany” wracamy do rodziny Basi i poznajemy jej dalsze losy, tym razem oczami Kasi, starszej siostry dziewczyny. I chociaż w pierwszej części nie wywoływała ona zbyt pozytywnych emocji (mimo że rozumiałam, skąd bierze się jej zachowanie), to teraz od razu ją polubiłam i szybko zaczęłam współczuć.


Poza tym nadal pozostajemy również przy narracji z perspektywy matki dziewczyn, która w tym tomie jest jeszcze… cóż, jeszcze gorsza, niż była. Jednocześnie dostajemy pewne delikatne sugestie dotyczące jej relacji z własną matką, które dość dobrze tłumaczą, skąd wzięło się jej zachowanie. Czy sprawia to, że w jakikolwiek sposób zaakceptowałam to, co robiła, jak myślała? Oczywiście że nie, tak samo jak wyzbyłam się większości współczucia, które miałam wobec niej wcześniej. Jednocześnie po prostu trudno, gdy już rozumie się pewne mechanizmy, nie dostrzec, dlaczego dotychczasowe życie i relacje z matką ukształtowały ją na tę osobę, którą jest w książce.


Bardzo podobało mi się to, że Basia jednocześnie jest i nie jest obecna w całej powieści – nie tylko we wspomnieniach, rozmowach czy wyobraźni siostry, ale również pozostaje narratorką króciutkich fragmentów między rozdziałami, które mają piękny, dość poetycki wydźwięk. Autorka też odrobinę bardziej zarysowuje postać ojca dziewczyn – pozostaję przy stwierdzeniu, że podczas gdy matka jest po prostu zaburzona, to on przeraża mnie naprawdę. Nadal nie wiadomo o nim zbyt wiele, ale te fragmenty, które pojawiają się w tekście, sprawiają, że czuję do tego człowieka niesamowitą antypatię i uważam go za co najmniej tak samo negatywną postać, jak jego żonę. Pewnego smaku dodaje fakt, że tak naprawdę nie znamy jego myśli, motywacji czy przeszłości, ponieważ cały czas jako czytelnicy obserwujemy go oczami żony lub córki.


Wciąż uwielbiam też nauczyciela plastyki i jego matkę, którzy pozostają jednymi z najjaśniejszych punktów tej książki, jednymi z niewielu całkowicie pozytywnych postaci, które nie tylko są po prostu miłe, ale i aktywnie próbują działać, pomóc jakoś Kasi.


Czymś, co dość mocno mnie uderzyło, jest to, że tym razem dobrze wiadomo, w jakich latach dzieje się akcja. O ile we „Wronach” czas nie był określony i czułam tam klimat końcówki ubiegłego wieku, może początków tego, o tyle tym razem pojawiają się nawiązania do piosenek, technologii czy portali typowych dla obecnych czasów, a nawet kilku ostatnich lat. Przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło i na moment wybiło z rytmu. Jest to jednak chyba jedyne, co mogłabym uznać za wadę.


Książkę bardzo szybko i lekko się czyta – tematyka jest bardzo trudna, ale styl autorki sprawia, że po prostu całość się pochłania. Zresztą to bardzo krótka powieść i bez problemu można przeczytać ją nawet w jakieś dwie godziny. Autorka po prostu czaruje słowem, balansując na granicy między poezją a prostotą – to pierwsze znów szczególnie widać w końcówce, bo ponownie dostajemy otwarte, dość metaforyczne zakończenie.


Cóż jeszcze mogę rzec? Jeśli ktoś z was nie czytał „W rany”, koniecznie musi to nadrobić. Jeśli ktoś nie czytał za to „Wron”, to zdecydowanie musi to zmienić. Ta dylogia to niesamowicie realistyczny obraz tego, że czasem dysfunkcyjna rodzina nie musi być kompletnie patologiczna w sposób, w jaki zazwyczaj to sobie wyobrażamy – czasem tragedie kryją się w całkowicie zwyczajnym mieszkaniu, tam, gdzie dziecko jest pomocne i dobrze się uczy, a rodzice pracują, wspólnie spędzają czas i zdają się przeciętnymi mieszkańcami. To także powieść pokazująca, że trudno pomóc, gdy nie ma się dowodów, a zarówno agresorzy, jak i ofiary pilnują usilnie, by nic się nie wydało.


recenzja poprzedniego tomu 

Komentarze

Popularne posty