Recenzja „Krzysztofzin nr 2. Nerkomanci i enzymagowie”

     Jak nieczęsto zdarza mi się sięgać po zbioru opowiadań i antologie, tak po ziny, czyli fanowskich czasopism, nie czytam praktycznie nigdy. Dla „Krzysztofzin nr 2. Nerkomanci i enzymagowie” zrobiłam wyjątek. To jak, sprawdzamy, czy było warto wybrać się na wyprawę do wnętrza organizmu?


Wszystkie grafiki pochodzą z materiałów promocyjnych. 

    Opis od wydawcy:

    Fantastyka naukowa zazwyczaj eksploruje przestrzeń kosmiczną, ale my postanowiliśmy przyjrzeć się nieco innej przestrzeni. W drugim numerze Krzysztofzinu badamy literacko nie „outer space”, a „inner space” — i to potraktowaną dosłownie. Podobnie jak w serialu animowanym „Było sobie życie”, przyglądamy się mechanizmom ludzkiego ciała, tu rozumianego jako przestrzeń opowieści; jako świat — wszechświat — zamieszkany przez rozmaite ludy, kultury, stworzenia, cywilizacje. Gdzie funkcje ludzkiego ciała nie tyle są metaforami, ile przyjmują postać żywych istot.

    Jak z nowym tematem poradzili sobie autorzy? Pod iloma różnymi kątami można spojrzeć na działanie ludzkiego organizmu? Jak bardzo mikrokosmos różni się od skali makro?

    Krzysztofzin nr 2 już przed Wami!


    Jak zwykle przy zbiorach opowiadań i antologiach postaram się napisać ze dwa zdania o każdym z opowiadań, które są naprawdę różnorodne.


    Pierwsze opowiadanie z zinu jest autorstwa Luizy Leszczyńskiej i nosi tytuł „Dzieje pewnej wyprawy albo dziwne przypadki Chrrapa” i muszę przyznać, że na starcie jakoś bardzo mnie nie porwało. Nie jest ono jakoś długie, więc szybko przeleciałam je wzrokiem i mam wrażenie, że zabrakło mi w nim przede wszystkim jakiegoś jeszcze mocniejszego zakończenia i wrażenia, że przez całą treść do niego zmierzamy. Na plus bardzo podobało mi się ogólnie nazewnictwo, a moim faworytem zostało „żytowanie” zamiast „życia”.


    Od drugiego opowiadania, czyli „Czasu nerkomantów” autorstwa Radomira Rakowskiego, całość zina wzięła swój tytuł. Jest to opowiadanie z tych dłuższych i moim zdaniem wszystkie wątki pociągnięto dobrze, choć zakończenie wypadło lekko mało satysfakcjonująco. Tak jak i w pierwszym opowiadaniu tutaj też od razu ujęło mnie nazewnictwo i dodatkowo „system magii” oraz struktury społecznej. Końcowo oceniam zdecydowanie na plus i jest jednym z moich ulubionych w zbiorze.


    „Androidka” Tomasza Grodeckiego ujęła mnie przede wszystkim formą. Mamy tutaj bowiem do czynienia z dosłownym zapisem rozmowy z czatu i aż żałowałam, że nie było odrobinę dłuższe, żeby jeszcze bardziej podbudować zakończenie.


    Julia Dworecka zabiera nas dla odmiany w dość emocjonalną podróż po wnętrzu ludzkiego ciała w „Co się rodzi w mroku”. Z miejsca polubiłam Skrzyp, która nie pasowała do swojego otoczenia, a i Brzdęk jest postacią z typu tych, o których lubię czytać. Chociaż historia opiera się na dość ogranych motywach, to śledziłam ją z zainteresowaniem i też uważam za jedną z najlepszych z zinu.


    Kolejne opowiadanie, czyli „Zachowam cię” Rafała Cywickiego jest zdecydowanie moim ulubionym i dowodem na to, że nie trzeba pisać długich tekstów, a wystarczy dobry pomysł, żeby zachwycić. Jeśli nie planujecie czytać całego zinu, to zdecydowanie zachęcam, żebyście się chociaż z tym tekstem zapoznali, bo jest króciutki, ale naprawdę warto.


    Agnieszka „Shee” Górska napisała „Węzeł rybacki”, który całościowo może nie całkiem mnie zachwycił, ale jest naprawdę solidnym opowiadaniem z kilkoma ciekawymi pomysłami. Bardzo spodobało mi się wykorzystanie tekstów piosenek i to najczęściej w całkiem innym kontekście niż je normalnie odbieramy.


    „Zagłada przyszła z płuc” autorstwa Mateusza Zeleka to dość klimatyczny i katastroficzny obraz tego, co sami robimy swojemu ciału. Całościowo naprawdę podobał mi się ton, w jakim opowiadanie zostało napisane i zmusza do chwili refleksji nad swoim zdrowiem w mniej standardowy sposób.


    Refleksyjne też jest kolejne opowiadanie, czyli „Śmierć smutku” Macieja Laudańskiego. Chociaż krótkie, to zdecydowanie mi się spodobało, bo zawsze lubiłam taką formę opowiadania historii, a początek i koniec stanowią naprawdę fajną klamrę.


    Przyznam się, że nie zrozumiałam przesłania i końcówki opowiadania Piotra Górala „Przed pożogą” i przez to oceniam je trochę niżej. Chociaż napisane bardzo dobrze, to miałam wrażenie, że stanowi tylko jakiś fragment większej całości, której nie dane było mi poznać.


    Chociaż „Kolonia samobieżna HMN-DDY01” Przemysława Grabowskiego bazuje na dość znanym schemacie ataku obcych i dość szybko przejrzałam zwroty akcji i zakończenie, to zdecydowanie nadrabia formą i klimatem. Żałuję, że opowiadanie, choć nie krótkie, tak szybko się skończyło, bo zdecydowanie miałam ochotę na więcej.


    „Zbrodnie” Tomasza Kaczmarka są kolejnym opowiadaniem, które nie do końca zrozumiałam, ale na pewno jest dość klimatyczne i dobrze napisane. Myślę, że by sporo zyskało na bardziej ogarniętym czytelniku.


    Mimo że „Stowarzyszenie organów ważnych inaczej” autorstwa Pawła Dybały miało ciekawy na siebie i zakończenie pomysł, to końcowo oceniam je raczej średnio. Nawet nie jestem w stanie określić, czego właściwie mi zabrakło. Może troszeczkę klimatu i lepiej napisanych dialogów?


    „Powszechne przemiaszane” Katarzyny Opheliy Koćmy jest kolejnym krótkim i dobrym opowiadaniem. Nie chcę tutaj pisać o nim zbyt dużo, żeby za bardzo nie zdradzić, o co chodzi, ale polecam je waszej uwadze.


    Kolejne opowiadanie, czyli „Kompromis” Izy Grabdy, niespecjalnie mnie kupiło. Sam pomysł był co prawda ciekawy i ostatnie zdanie bardzo dobrze opowiadanie podsumowują, ale zabrakło mi w nim tego „czegoś”. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal tekst utrzymuje się na poziomie co najmniej dobrym.


    „Kryptonim: Mózg Donovana”, czyli tekst, za który odpowiada Daniel Fiedczak, jest pewnym powiewem świeżości, bo tym razem przenosimy się konkretnie do umysłu i dalekiej przyszłości. Całościowo naprawdę przypadło mi do gustu, chociaż spodziewałam się troszkę innego zakończenia i moim zdaniem aż się prosi, żeby historię pociągnąć trochę dalej.


    Kolejnym ciekawym podejściem do problemu jest „Kontakt” Eli Graf  i też aż się prosiło o jakąś dłuższą formę. Mamy tutaj do czynienia z organizmami obserwującymi rozwój życia na Ziemi przez miliony lat, aż do czasów prawie współczesnych. Momentami opowiadanie mnie lekko bawiło, a momentami lekko niepokoiło i zdecydowanie podobało mi się to połączenie.


    Następna forma też jest zaskakująca, bo dostajemy dwa wiersze od Mateusza Godlewskiego. Nie podejmę się ich analizy i interpretacji, ale na pewno były ciekawą odmianą, a drugi bardzo mi się spodobał.


    Za ostatnie opowiadanie, czyli „Drogi do raju” odpowiada Łukasz Kucharczyk. Dostajemy tam dość niepokojącą wizję świata rodem z Matrixa, a zakończenie zdecydowanie mnie zaskoczyło i przypadło do gustu. Momentami tylko akcja pędziła dość szybko do przodu i aż się prosiło o lekkie zwolnienie i rozbudowanie, choć tekst nie należał wcale do krótkich. Końcowo jednak opowiadanie oceniam na spory plus.


    W środku oprócz opowiadań można też znaleźć ilustracje. Chyba najbardziej przypadły mi do gustu te od Joanny Widomskiej, Jakuba Oleksów (IG doktor_gurgul) , Jana Gopala Kowalewicza (jandraws.com) i Weroniki Erdmann (DeviantArt: Dhadra), ale wszystkie są klimatyczne i zdecydowanie stanowią wartość dodaną. Pochwały też wysyłam w kierunku korekty i redakcji, bo nie trafiłam w tekście nawet na żadną literówkę.

    Podsumowując, całość czytało mi się naprawdę dobrze. Jak we wszystkich zbiorach trafiają się lepsze i gorsze opowiadania, ale moim zdaniem warto poświęcić swój czas i się zapoznać „Nerkomantami i enzymagami”, szczególnie, że całość jest do pobrania zupełnie za darmo oraz temat jak na fantastykę nie całkiem typowy i daje pewien powiew świeżości. Opowiadań jest aż osiemnaście i to całkiem różnych formą i długością, że myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ode mnie leci 7/10 i z następnym numerem na pewno też się zapoznam i może coś więcej... Planujecie przeczytać?

    

    Link do pobrania „Krzysztofzin nr 2. Nerkomanci i enzymagowie” znajdziecie *tutaj* 

Komentarze

Popularne posty