Recenzja książki "Potęga zemsty" D. Komorowskiego

     W końcu udało mi się skończyć trzeci tom serii „Furia wikingów” , czyli „Potęga zemsty” D. Komorowskiego. Tak, mówię w końcu, bo zeszło mi niestety dłużej niż planowałam. Po części przyczynił się do tego mój brak czasu, a po części niestety to, że książka mnie po prostu męczyła i nudziła. 

Fryzura: malimalibooks
Makijaż: Lena L.


    Opis fabuły od wydawcy:

        Synowie Ragnara dokonują okrutnej zemsty za śmierć ojca.
    Pod wodzą Ivara wikingowie zdobywają odległe i nieznane im dotąd ziemie, gdzie pozostawiają krwawy ślad.
    Jeszcze nie wiedzą, że przyjaciele okażą się wrogami, zmuszając ich do nadludzkich czynów, a narodziny prawdziwego berserka naznaczone zostaną krwią i cierpieniem.
    Zdrady wprawią w osłupienie sojuszników, a akty zemsty zszokują wrogów. Świat wikingów zachwieje się w posadach. W makabrycznych egzekucjach i wielkich bitwach znowu przyjdzie zginąć ważnym postaciom.
    Do czego może się posunąć wojownik, by odzyskać utraconą chwałę?

    Zacznę od tego, że styl autora utrzymuje się na poziomie poprzedniej książki. Nadal jest sporo w miarę dobrych opisów walk, ale poza tym nie widać znaczącej poprawy. Niestety dialogi wciąż wypadają sztywno, a napięcie dość często siada. Jeśli czytaliście więc poprzedni tom, to wiecie, czego mniej więcej możecie się spodziewać. 

    Niestety do fabuły mam więcej uwag. Przez większość książki mamy podział na kilka wątków. Głównym jest oczywiście ten Ivara. Reszta ma marginalne znaczenie, przez większość książki stoi w miejscu, a coś zaczyna w nich się dziać dopiero pod koniec. Jest to więc strasznie męczące, kiedy wpadamy w jedną wielką monotonię bitew, gwałtów, pojedynków i innych walk, poza którymi w fabule nie dzieje się praktycznie nic, bo inne postacie stoją w miejscu. To co dla mnie jest wadą, może jednak dla kogoś być zaletą – wszystko zależy od tego, czy mu te opisy walk się spodobają i go zainteresują.

    Zapowiadano, że wikingowie będą się mścić za ojca – oj nie, jednak jeszcze nie w tej książce. Ivar nagle wpada na genialny plan zemsty na dziadku Amiry, przy okazji mając nadzieję na zdobycie potężnej broni. Odkłada więc niby ważną dla niego zemstę na kiedyś tam potem, a wielka armia wikingów się rozpada.

    Na początku chciałam przemilczeć wątek Lagerty, ale jednak tego nie zrobię. Z legendarnej wojowniczki w poprzedniej książce została sprowadzona tylko do roli kochanki króla, o której ten zresztą dość szybko zapomina. Tutaj zrobiono z niej po prostu obiekt gwałtów i jej wątek się zakończył. Dawno nie widziałam tak źle poprowadzonej ważnej postaci i tak zmarnowanego potencjału. Niestety zapewne w książce nie było miejsca dla dwóch wojowniczek, a autor uwielbia Amirę na tyle, że Lagerta musiała grzecznie ustąpić.

    Jak już przechodzę do postaci, to jak wcześniej lubiłam Amirę, tak teraz zdecydowanie nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza. Jej przemiana z początku wydawała się w miarę naturalna, ale niestety teraz została mocno przegięta. W końcu, żeby pasować do Ivara, musi być tak samo bezlitosna i mściwa jak on.

    Ivar jest równie przesadzony jak wcześniej. Praktycznie nie popełnia błędów, o tym że kiedyś kulał, nawet sam autor zapomina, jeśli nie jest mu potrzebne. Radzi sobie nawet w beznadziejnych sytuacjach, bogowie zsyłają mu swoje błogosławieństwo i jest oczywiście najbardziej sprytny ze wszystkich, a jego ludzie go ubóstwiają. Wszyscy wrogowie mu ulegają, niezależnie od przewagi liczebnej. Po prostu klękajcie narody; najlepiej dosłownie.

    Z młodszych synów Ragnara większą rolę dostał tylko Hvitserk. Dlaczego? Bo jest po prostu jego młodszą wersją, zapatrzoną w starszego brata. Inni muszą więc ustąpić jego geniuszowi. Na szczęście on przynajmniej jeszcze popełnia jakieś błędy.

    Przeciwnicy naszych bohaterów wypadają płytko. O zniszczeniu historycznej postaci Karola Wielkiego wspominałam już w poprzednim wpisie, tutaj niestety upada jeszcze niżej. Nie będę się nad tym rozwodzić; po prostu powiem, że było aż żal o nim czytać w tym wydaniu. Leon zdaje się trochę lepszym złym, ale też niezbyt wiele myśli, bo musi ustąpić geniuszowi Ivara.

    Jak i w poprzednich częściach w tej pojawiają się literówki, błędy historyczne, a nawet błędy autora, który wyraźnie się zagubił. Mam tutaj na myśli na przykład włosy Lagerty, które w drugiej części były czarne jak noc, a tutaj nagle jest bardzo jasną blondynką. I nie, wątpię, żeby w czasie pięciu minut zdążyła się tak przefarbować.

    Na ten moment to będzie koniec mojej styczności z twórczością autora. Wątpię, żebym do niej jeszcze wróciła – seria zdecydowanie mi nie podeszła. Jeśli miałabym coś polecać w tematyce wikingów, to dużo lepiej zrobicie sięgając po „Wojny wikingów” B. Cornwella, o których pisałam w ostatnim poście.

Komentarze

Popularne posty